poniedziałek, 28 grudnia 2015

post 31

ONA: Obudziła się w wyjątkowo podłym humorze,a ten jeszcze się spotęgował gdy spojrzała za okno. Wiał wiatr i padał deszcz .Z niechęcią zwlekła się z łóżka i poszła do kuchni w której urzędował wujek.Na zegarku była 9:15
-Cześć Kim- rzucił pogodnie wujek -Ubierz się i jemy śniadanie ,babcia dzwoniła ze u niej robimy wigilie .Kim skinęła głową na znak zgody i podeszła do lodówki. Wyjęła jakiś serek ,wędlinę ,masło .Chleb leżał pokrojony już na stole.
-Ubierz się i spakuj jakiś rzeczy które ubierzesz na kolekcję ,babci zależny żebyś wyglądała ładnie.-mruknął wujek pochylony nad prezentem .Dzień wcześniej wybrali się razem do księgarni w poszukiwaniu odpowiednich podarków dla dziadków.Po 2h szukania wybrali dla dziadka jakiś kryminał a dla babci książkę o podróżach.
Westchnęła w duchu bo oznaczało to ,że będzie musiała włożyć sukienkę bądź też spódniczkę a tego nie chciała .W ogóle niezbyt lubiła się stroić ,ale nie chciała już w wigilię prowokować kłótni .Posmarowała chleb masłem i serem i położyła talerz na stole.
-Idę się ubrać -mruknęła w stronę mężczyzny pochylonego nad prezentem. Weszła do pokoju i podeszła do szafy. Nie wiedziała w co ma się ubrać ani co ze sobą wziąć tam do dziadków.
W końcu po dobrych kilku minutach bezsensownego wgapiania się w szafę wyjęła z niej : koronkową bluzkę z bestyjką z długim rękawem w kolorze pudrowego różu.Białe rurki i beżowe botki na niskiej koturnie .Z szafy wygrzebała czarne torebkę od Chanel (prezent od dziadków na które tam urodziny ,nie noszoną prawie wcale) .Z tym zestawem poszła do łazienki zgarniając po drodze kosmetyczkę lezącą na biurku.Odkręciła wodę ,ściągnęła piżamę i weszła pod prysznic.Ciepły strumień wody otulił jej ciało a ona zamknęła oczy . Tą błogą chwilę przerwał dzwoniący telefon którego dźwięk roznosił się po całym pokoju.Piosenka Deep Purple pt "Smoke on the Water" (z albumu "Machine Head", 1972) Zrezygnowana dziewczyna sięgnęła po ręcznik i wyszła z kabiny.Kto chciał od niej czegoś akurat teraz? Weszła do pokoju i sięgnęła po telefon .Zanim odebrała swoje kroki skierowała z powrotem do łazienki . -Cześć Kim chciałem ci życzyć wesołych świąt powiedział głos po drugiej stronie,po chwili usłyszała sygnał zakończający połączenie .Stała jak zaczarowana po środku łazienki .Nie mogła uwierzyć ,że to się stało ,ze on do niej zadzwonił .W ogóle skąd miał jej numer? Myśli kotłowały się w jej głowie jak szalone.Odłożyła telefon na kosz do prania i dopiero w tym momencie zauważyła ze ręcznik zsunął się z jej ciała ,weszła ponownie pod prysznic.
Tym razem jej ciało zakatowała lodowata woda,wzdrygała się mimowolnie.Postała tak pod tym lodowatym strumieniem na tyle długo ze zdołała się uspokoić a myśli które wariowały w jej mózgu zwolniły bieg. Wyszła z pod niego już dużo bardziej spokojna. Opatuliła się ponownie puchowym czerwonym ręcznikiem i podeszła do umywalki nad która znajdowało się duże lustro.
Popatrzyła w nie i ujrzała przed sobą dziewczynę o dużych oczach ,długich rzęsach i niewyregulowanych brwiach -nie absolutnie nie były zarośnięte tylko po prostu nie usuwane. Blado różowych ustach i białych policzkach..Ogólnie była bardzo blada.
Wyjęła z brązowej kosmetyczki krem oliwkowy z ziaji do cery suchej i normalnej,płyn micelarny ,waciki , dezodorant w sztyfcie z Rexony grzebień do włosów firmy ghd detangling comb,i balsam do ust firmy EOS.To było jej absolutne minimum jeśli chodzi o makijaż -zawsze miała to przy sobie.
Zaczęła rzecz jasna od oczyszczenia twarzy po całej nocy płynem micelarnym po jego użyciu skóra byłą przyjemnie gładka .Potem zaczęła rozczesywać włoscy grzebieniem i suszyć je suszarką ,w między czasie z kuchni dobiegł ją głos wujka żeby przyszłą mu pomóc z zapakowaniem prezentu babci. Po rozczesaniu włosów nałożyła krem oliwkowy na twarz delikatnie wklepując go palcami.Czekając aż krem wniknie w skórę ponownie sięgnęła po grzebień ,jeszcze raz przeczesując włosy. Zrzuciła z siebie ręcznik i zaczęła się ubierać. 
W jej szafie przybyło ubrań i nie była to już tylko czerń ,zaczęły pojawiać się różne kolory od błękitu po czerwień.
Ubrawszy się w przygotowane ciuchy zgarnęła do kosmetyczki wszystko i poszła do pokoju z botkami w ręce .Odłożyła kosmetyczkę na łóżko obok torebki i poszła do kuchni pomóc wujkowi. Gdy już uporali się z prezentami wujek poszedł się przebrać a ona z powrotem do pokoju .Po dłuższym zastanowieniu stwierdziła ze na kolację wigilijna ubierze czerwona koronkową sukienkę na nogach znajda się czerwone szpili na platformie i średniej wysokości obcasie ,w uszach złote wkrętki a całość dopełni czerwona torebka na krótkim pasku od Michaela Korsa . Sama była dość zaskoczona swoim wyborem ale postanowiła nic nie zmieniać .spakowała wszystko do reklamówki ,ubrała botki i zeszła na dół .Sięgnęła po kromkę chleba z serkiem i powoli zaczęła przeżuwać.

Wujek pakował do reklamówki prezenty wiec stała spokojnie i czekała .Nic nie mówiąc wyszli na dwór i otworzyli garaż. 
Wsadzili reklamówki na tylne siedzenia i wujek odpalił auto ,blondynka w miedzy czasie włączyła kasetę znaleziona w schowku.
Nie spodziewała się usłyszeć głosu wujka .A jednak usłyszała .spojrzała na niego zaskoczona.
-Ach stare dzieje -wujek uśmiechnął się pod nosem. Kim patrzyła na niego oczekując ze jeszcze coś powie .Jednak on chciał by sama zadała pytanie które cisnęło się jej na usta jak przypuszczał.  
-Grałeś w kapeli ???????-Nie potrafiła ukryć swojego zaskoczenia -Czemu nic nie mówiłeś! -teraz można było usłyszeć w jej głosie lekki zawód z tego powodu.
-Bo jak mówiłem to stare czasy ,dobre nie przeczę ale stare. Poza tym wiodło nam się świetnie przez jakiś czas ale w końcu zaliczyliśmy podwójne R .Wiesz ,o co biega?
-Roztrwoniliście kasę i się rozpadliście
-Uhm.co śmieszne na 9 z 14 kawałków z tej płyty która była przełomowa to mnie słychać na głównym wokalu .

-czemu mówisz ze to śmieszne?
-Bo potem stwierdzili ze wyje jak kojot do księżyca i mnie wywalili-Mruknął ze śmiechem.
-Ale przecież jesteś dobry wręcz wymiatasz-Krzyknęła nastolatka 
-Cóż oni mieli inne zdanie.
 Dalej jechali w ciszy .A Crawford uświadomiła sobie jak mało wie o bracie swojego ojca. Może będzie jeszcze okazja dzisiaj zapytać. 
Po dojezdzie na miejsce  przywitali się z dziadkami a ona była zaskoczona z jaką lekkością znalazła ze starszym państwem wspólny język.Babcia pochwaliła koszule wujka a dziadek skomplementował jej ubiór .Zaczęły się ostatnie poprawki potraw które za chwilę miały znaleźć się na stole wigilijnym.
 Babcia zaproponowała żeby wujek jej pomógł a Kim z Dziadkiem mieli ustawić stół ,nakrycia ,sztućce i przede wszystkim jak podkreśliła babcia przygotować miejsce dla niespodziewanego gościa.
Więc zrobili co kobieta kazała i poszli wnieść stół .Potem nakryli śnieżnobiałym obrusem  i zaczęli rozkładać porcelanową zastawę która jak powiedział dziadek babcia wyciągała tylko parę razy do roku -na ważne okazje a Boże Narodzenie było niewątpliwie jedną z nich. 
 Babcia jakby wyczuła moment w którym na stole pojawiły się talerze,sztućce,szklanki bo gdy tylko dziadek położył ostatni widelec przy miejscu niespodziewanego gościa zawołała ich,żeby przyszli po krzesła i po potrawy które leżały na pięknych półmiskach. Poszli więc do kuchni zaczęli ustawić potrawy na stole.
Potem babcia stwierdziła ze muszą się przebrać i wysłała tatę i dziadka żeby podłączyli światełka na choince .Kim wyjeła swój zestaw na wigilię i poszła do łazienki a babcia zajęła pokój. 
Kim po przebraniu się zdecydowała ze zrobi lekki makijaż .
Wyjęła tusz do rzęs , podkład  ,błyszczyk i przy ogromnym lustrze w łazience zaczęła się malować babcia zapukała i nie czekając na jakiekolwiek zaproszenie weszła do środka...Kim byłą już kompletnie ubrana i umalowana ,babcia gdy zobaczyła co dziewczyna ma na sobie zacisnęła usta w wąską kreskę lecz nie odezwała się ani słowem.
Kim weszła do pokoju a dziadek zagwizdał i uśmiechnął się - No,no ,no jak się moja wnusia wystroiła  .Kim w odpowiedzi uśmiechnęła się do niego.Chwilę później weszła babcia ubrana w beżową sukienkę ,w uszach połyskiwały brylanty na prawej dłoni lśnił pierścień z dużym oczkiem.Włosy choć siwe spięte miała w ciasny kok i wyglądała bardzo dostojnie.Kim odwróciła głowę w kierunku dziadka ,dopasował się do babci w 100% .Miał na sobie czarny garnitur ,białą koszule i czarne eleganckie buty.Kiedy staną koło babci ona pomyślała ze są piękni mimo ze znała ich od niespełna godziny.
-Czekajcie chwilkę ,zaraz wracam-rzuciła podekscytowana w ich kierunku   .
Pobiegła do przedpokoju i wyjęła aparat ,bardzo chciała upamiętnić ten obraz jaki reprezentowała sobą ta dwójka ludzi. Cisza która zapadła po tych słowach była wręcz magiczna
Jakby przeczuwali co chce zrobić ,bo babcia wygładziła sukienkę poprawiła włosy .Ustawili się na tle choinki ,uśmiechnięci ale jednocześnie dostojni .Błysk aparatu przerwał wszechobecną ciszę. Cisza trwała jeszcze długo po tym jak Kim odłożyła aparat na fotel. Babcia przytuliła się do męża. Chwile trwali tak wpatrzeni w siebie a ich goście czuli się z lekka nieswojo. 
Dziadek odsuną babcię lekko od siebie jakby wyczuwając ze i syn i wnuczka czują się trochę niezręcznie.Kim zobaczyła wtedy ze babcia ociera łzy z policzków.
Symbolicznie przełamali się opłatkiem życząc sobie wszystkiego co dobre po czym zasiedli do wieczerzy.  
ON : Wiedział ,że tym razem przeholował i to bardzo .
Jednak nie zdawał sobie sprawy ze skutki będą aż tak tragiczne dla niego. A tragiczne były bo wylądował w wigilie na dworze.Ojciec w przypływie furii wyrzucił go z domu i tylko cud sprawił ,ze pozwolił mu wziąć płaszcz aby nie skostniał na wietrze i deszczu który padał od rana i przestać nie chciał..Nie wiedział co ma robić w tym momencie.Gdzie iść ? Wracać nie zamierzał ,z resztą nie przyjęliby go,tego był pewien.
Poczuł nagle ze wie gdzie chciałby być ,wiedział też ze tej osoby nie zastanie w domu .
Z tego co wiedział była na wigilii u swoich dziadków.ska miał takie informacje? Miał swoje sposoby.  
Miał w kieszeni jeszcze 100$ i komórkę ,zadzwonił więc po taksówkę gdy ktoś odebrał podał adres i czekał. Podjechała stosunkowo szybko .Podał adres i wsiadł ,samochód ruszył a on zamknął oczy.Co będzie jak ona na niego zareaguje?Co powie?
-Nie śpi pan ,jesteśmy- Z zamyślenia wyrwał go głos taksówkarza, oprzytomniał zapłącił i wysiadł w pośpiechu.
Dom jej dziadków nie trudno było znaleźć.Duży ,pomalowany w kolorze kawy z mlekiem z ogrodem.
Podszedł do drzwi .Nagle obleciał go paniczny strach .A co jeśli to ona otworzy ,zobaczy go i zatrzaśnie mu drzwi przed nosem.?
Chciał się wycofać ,czuł ze jego strach go obezwładnia.To ze współpracował z jej wujkiem nic nie znaczyło.Pomagał mu żeby się go inne psy nie czepiły ,wskazał mu dilerów,rabusiów,złodziei miał wtyki gdzie trzeba i wykorzystywał je przede wszystkim dla własnej korzyści.Dla własnej ochrony
 Dwa razy się wycofywał ale w koncu postawił wszystko na jedną kartę. Zapukał.Czekał.
ONA : Usłyszeli pukanie do drzwi  w momencie kiedy zamierzała nałożyć sobie kawałek ryby z półmiska stojącego na drugim końcu stołu  zamierzała poprosić babcię o jego podanie.,babcia poderwała się pierwsza ale dziadek opanował jej zapał otwarcia drzwi i sam poszedł do przedpokoju.
 Gdy wprowadził ich niespodzianego gościa do pokoju było tak cicho ze słyszała nawet jak wujek szepcze do siebie .Cisza która zaległa została brutalnie przerwana przed dźwięk upadającego widelca ,wszystkim zadzwoniła w uszach.Popatrzyła na nich i uświadomiła sobie ze widelec który przerwał ciszę wypadł z jej dłoni.Babcia otrzeźwiała po tym chyba bo zaczęła zapraszać przybysza do stołu, usiadł na krześle i podziękował za przyjęcie go. Dziadek się uśmiechnął i stwierdził ze tak trzeba .A ona ? Patrzyła na stojący przed nią barszcz i zaciskała ręce w pięść aż knykcie jej pobielały. 
-Jak się nazywasz?- pytanie to zwisło w powietrzu wszyscy czekani co gość odpowie.Ale ona nie mogła czekać
-Jack Brewer ,on nazywa się Jack Brewer- Słowa które wypowiedziała zawisły w powietrzu jak ostrze noża.Wbiła w niego ostry jak nóż wzrok on nie pozostał dłużny ,ale w potwierdzeniu jej słów skiną głową i powiedział-Tak rzeczywiście  ,tak się nazywam Kim.
Widać było,ze zarówno babcia jak i dziadek chcieli zapytać skąd nastolatkowie się znają ale powstrzymał ich przed tym wzrok ich syna.Wszyscy zabrali się  z powrotem za jedzenie.
Nie miała pojęcia jak zdołała przełknąć rybę ale udało się.Czuła ze pod jego wzrokiem jak pod ostrzałem.Potem gdy wszyscy zjedli  przyszedł czas na prezenty.Jednak nie interesowało ją co dostała ,wszystko straciło na znaczeniu .Przeprosiła wszystkich i poszła do kuchni musiała się napić -czuła jakby w gardle miała co najmniej pustynię nocą.W prawdzie na stole stał kompot ale nie wierzyła ze mógłby pomóc.Weszła do kuchni i nalała sobie szklankę wody. Czułą na sobie jego wzrok ,nie miała pojęcia jak ani kiedy wyszedł z kuchni.
zerknęła na żyrandol był przewiązany jemiołą .Czułą ze suchość w ustach nie ustaje mimo wypitego płynu.Odwróciła się do niego .Już wiele dni temu zdecydowała ,co zrobi. a teraz zamierzała wprowadzić to w czyn.
 -Kim -rzucił miękko brunet i przyciągnął ją do siebie ,zamykając w swoich ramionach.
-Jack przepraszam ,że tak wtedy zareagowałam jak powiedziałeś ,że mnie kochasz ,ja to przemyślałam i-Nie dane jej było jednak dokończyć gdyż ją pocałował,delikatnie i z czułością .tym razem nie wyrywała się nie uciekała tym razem po prostu zrobiła to samo.Gdy się od siebie oderwali dostrzegła w jego oczach radość i szczęście.
-Mówiłaś coś-rzucił z uśmiechem -Ale ci przerwałem -dodał teraz już szczerząc się jak głupi do sera
-Owszem mówiłam ze wszystko sobie przemyślałam i doszłam do wniosku że ..........- specjalnie zrobiła dłuższą przerwę by zobaczyć jego oczy.Widniała w nich tera obawa i strach.
-Ze? -zapytał szeptem w w jego głosie odbijało się to co widziała teraz w jego oczach -niepewność i strach.
-Ze też cię kocham -powiedziała cicho i przez chwile wydawało się jej ze powiedziała to tylko w myślach .Usta chłopaka na jej policzku utwierdziły ją jednak w przekonaniu ze powiedziała to na głos.































No hej :) 
Tak na koniec tego 2015 roku mam dla was rozdział .Mam nadzieję ze wam się podoba .Jest świąteczny mimo,ze bez większych prezentów.Przed nami sylwester,macie jakieś plany? Jakie macie postanowienia noworoczne? Oczywiście trzymam kciuki aby udało się ich wam dotrzymać.
 
 

poniedziałek, 21 grudnia 2015

post 30

Ona:
Podstawową zasadą człowieka powinno być;zanim coś powiesz zastanów się nad tym dwa razy. Ludzie pytają nie potrzebnie o rzeczy nierzadko tak absurdalne ,że w głowie się nie mieści.
Przykładem może być jakiś nastolatek .Od tak sobie wychodzi z pokoju i widzi mamę która trze na tarce buraki,marchewkę ,pietruszkę. Podchodzi do niej i pyta jaką zupa będzie jutro. Matka patrzy na dziecko i mówi ,żeby zastanowiło się nad tym czy takie pytanie było mądre .I po kilku sekundach dziecko doznaje przysłowiowego olśnienia i przyznaje kobiecie rację ,to pytanie nie było mądre.
Crawford bardzo coś takiego irytowało w ludziach i starała się nie popełniać tego błędu. I wychodziło jej to całkiem dobrze trzeba przyznać.
Przypominała sobie zdarzenie które miało miejsce w Polsce była u kuzynki (Jasmine przeprowadziła się tam bo jej ojciec poznał polkę i dla niej opuścił Liverpool )i z czystej ciekawości poszła do jej szkoły.
Siedziała z tą kuzynką na lekcji angielskiego a nauczycielka kazała im przeprowadzić dialogi z osobą z ławki. Kuzynka siedząca przy niej zaczęła myśleć nad pytaniem jakie mogłaby jej zadać. W końcu po 2 minutach wypowiedziała zdanie -Can I borrow your book pleas?
Kim uśmiechnęła się lekko wszyscy pewnie sądzili że powie coś w stylu -Yes pleas.
Ale ona zawsze była inna ,odstawała od normy.
Kiedy jakaś grupa szła chodnikiem ona szła kompletnie po drugiej stronie ulicy. Gdy po egzaminach próbnych wszyscy uciekli ona została. Robiła na przekór i nie wynikało to bynajmniej ze złośliwości .Ona po prostu miała taki charakter .
Odwróciła się i powiedziała -Relly I think it's mine.
Nauczyciela popatrzyła na nią z zaskoczeniem widocznym w pełni na pulchnej twarzy. A ona ? Normalny człowiek uśmiechnąłby się i szybko sprostował swoją wypowiedz. Blondynka wybuchnęła śmiechem ,taka już była i nikt ani nic nie mogło jej zmienić.
A teraz siedząc w ławce na lekcji matematyki rozmyślała -o wszystkim tylko nie o królowej nauk -czyli właśnie o matematyce.
Nie wyobrażała sobie np. ,że dla swojego chłopaka przychodziłaby na boisko i patrzyła jak gra. I kiedy strzeliłby gola ona podrywałaby się z ławki i krzyczała ze jest najlepszy. Kiedy z kolei jej chłopak nie potrafiłby grać w nogę czy cokolwiek innego ona nie kłamałaby mu ,że jest najlepszy tylko po to by poczuł się dowartościowany .Tak samo ,nie ustawiałaby na facebooku statusu „w związku” bo po co wszyscy ludzie mają wiedzieć ,że ona jest z tym czy tamtym
Lekcja się skończyła a blondynka wyszła ze szkoły w pośpiechu.
Zbliżały się święta Bożego narodzenia .
Ona ich nie lubiła .
To całe zabieganie ludzi ,gigantyczne kolejki w sklepach ,szum w około narodzin Jezusa. To dla niej były bzdury.
Jezus urodził się w marcu -zgodnie z biblią.25 grudzień to pogańskie święto „Sol Invictus” Słońca Niezwyciężonego które zbiega się z przesileniem zimowym. Jest to okres w roku kiedy słońce powraca a dni robią się dłuższe.
Kim nie lubiła też świat z innego powodu a była nim obłuda ludzi. Podczas łamania się opłatkiem ,te ich nieszczere życzenia .Nie lubiła ludziom składać życzeń typu „Szczęśliwego nowego roku ,pomyślności”kiedy się im tego nie życzy.
Czytała kiedyś w gazecie chyba był to Nesweek ,ze przeciętna polska rodzina wydaje na święta 1340 zł . Niektórzy mówili ,ze to dużo pieniędzy 
.A ona? Ona tak nie myślała uważała z kolei ze te 600 złotych na osobę na Światowe Dni Młodzieży to przesada. Inni ludzie głodują ,nie mają pracy a kościół od tak lekką ręką daje 6 stów na takie coś.
Dziewczyna lubiła stwierdzenie że jest ateistką. 
Słyszała w wiadomościach ze starsze panie pobiły dziennikarza bo coś tam zrobił czy powiedział. Niby starsze panie ,chrześcijanki z różańcem w ręce a do tego z nienawiścią w oczach.
Jej ulubionym cytatem były słowa Ricky'ego Gervisa które brzmiały „Są dobrzy ateiści i źli ateiści. Są dobrzy wierzący i źli wierzący. A chuj jest chujem i żaden bóg nigdy tego nie zmienił.”
Następną myślą z którą się zgadzała w pełni były słowa;
„ Czy pójdę do raju? Z całą pewnością nie. Nie poszedłbym nawet będąc zaproszonym .Nie chciałbym żyć w jakiejś pieprzonej niebiańskiej Korei Północnej. Gdzie jedyne co można robić to chwalić Drogiego ?Wodza od świtu do zmierzchu” Które wypowiedział Christopher Hitchens.
 
Idąc do domu mijała zabieganych ludzi .śniegu w tym roku ani widu ani słychu .Dzieci czekające na śnieg będą zawiedzione ale nadwyżka prezentów zrekompensuje to z pewnością.

Wujek powiedział ,że w wigilię będą z dziadkami Kim nie widziała ich już 8 lat. O czym będzie z nimi rozmawiać,jak ma się zachować ,jakie życzenia podczas łamania się opłatkiem im złożyć?

Jednak jej myśli były skupione wokół pewnej osoby. Wzmagała się wewnętrznie sama ze sobą Co ma zrobić?

Ona nie wierzyła w miłość 
.Powszechnie przecież wiadomo, że miłość nie istnieje. Miłość to związek chemiczny, w którym zachodzą akcje i reakcje, podyktowany algorytmami i równaniami matematycznymi z wykorzystaniem praw fizyki, a przede wszystkim zasad dynamiki Newtona. W ten oto sposób na sam koniec otrzymujemy siłę wypadkową, którą jest dziecko, inaczej nazywane w ciałem C, które wleciało między ciało A , a ciało B .
Weszła do domu ,wujek był jeszcze w pracy.Poszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi .Tak spędzała większość czasu -samotnie  .
Ktoś mógłby posłużyć się takim cytatem by opisać Kim 
" Czułem się samotny lecz jednocześnie całkiem zadowolony z życia .Zdaje się ze to rzadki rodzaj szczęścia" 
Cytat Stephena Kinga z książki "Worek kości" 
Kim lubiła samotność bo miała wtedy pewność ze nikt się nie dowie co czuje ,myśli . A teraz zbliżały się święta i naprawdę będzie musiała się przyłożyć by uśmiechać się grzecznie i nie warczeć na nikogo .
 Zamknęła oczy ,bała się natłoku myśli który się pojawił w jej głowie. 
Ludzie mówili jej że jest  :
Zadufana  w sobie, zimna i wyniosła, często arogancka i i złośliwa  do szpiku kości. Do tego malowniczego obrazka dochodzi poważna dolegliwość, jaką jest nerwica.Tak blondynka była chora .Chodziła do psychiatry w NY ale tu nie zamierzała .Nie chciała aby ktoś wiedział że jest chora.



















No to jest rozdział :) przepraszam ze ponad miesiąc czekałyście na niego .Przepraszam,że jest taki krótki
Miałam na głowie egzaminy a teraz świąteczne przygotowania więc no.Ale jest też druga strona medalu -moje zmęczenie ,po powrocie do domu nie chce mi się napisać rozdziału bo mam świadomość ze czeka mnie bardzo dużo nauki. I to mnie zniechęca ogólnie czuję się ostatnio jakby gorzej .Ale to minie...
Życzę wam na te święta wszystkiego co najlepsze.Mnóstwa prezentów ale tez czasu spędzonego w rodzinnym gronie bez świątecznych zatargów ;)Macie juz jakieś plany na sylwestrową noc? Czy spędzacie ją z Polsatem czy TVN ? Ja szczerze nie wiem jeszcze do końca co będę robić ,na razie na głowie mam wyniki egzaminów próbnych .z polskiego miałam 64% nie jest to wynik jaki chciałam uzyskać ale nie ważne  nie będę was zanudzać swoim mało ciekawym życiem.
Życzę wam po prostu ciepłych ,rodzinnych świąt

poniedziałek, 16 listopada 2015

post 29

ONA: As.Karta uchodząca za najsilniejszą w całej talii .Przewyższająca nawet króla.Lepsza niż dama, walet ,dziesiątka,dziewiątka i inne słabsze karty. Mając ją w swojej talii jesteśmy prawie pewni wygranej rundy. Ale zawsze można się stać coś co nas zaskoczy,najczęściej nie miło . Przeciwnik może posiadać również asa bądź też kartę zwaną"jokerem" a mając ją na ręce jest już przeświadczony o swojej wygranej .
 A my jeszcze o tym nie wiemy i w duchu skaczemy ze szczęścia,że udało się wygrać jedną z rund. I w chwili gdy przeciwnik rzuca kartę na stół zamieramy w bezruchu widząc jak nasza wygrana wymyka się z rąk. Przeciwnik cieszy się,że jednak udało się nas pokonać a my oswajamy się z klęską. Kim uśmiechnęła się do siebie. Jak miło zobaczyć zaskoczenie w czyjś oczach. Patrzeć jak jego nadzieja rozsypuje się niczym kostki domina . A takowa właśnie rozsypała się w oczach kogoś kto uchodził w klasie za geniusza i kujona jednocześnie. Uśmiechnęła się zwycięsko.Po raz kolejny odniosła nad kimś sukces ,była lepsza. Lekcja matematyki ,nauczyciel postanowił zorganizować konkurs żeby zobaczyć co jego uczniowie z wynieśli z poprzedniej szkoły ,jaki poziom reprezentują w klasie pierwszej liceum. Ostatni etap w którym rywalizowała ona,Milton i co za niespodzianka dla wielu uczniów w klasie Brewer.Nikt by nigdy nie posądzał go o jakiekolwiek umiejętności matematyczne.A tu proszę właśnie kończył rozwiązywać przykład podyktowany przez nauczyciela.Milton odpadł i to na niego blondynka patrzyła z tym zwycięskim uśmiechem.
 Spodziewała się jednak ze to Brewer odpadnie szybciej .Ba ! W ogóle nie pomyślałabym ze on może startować w tym turnieju! A teraz spięła się chcąc skończyć szybko i dobrze przykład napisany przez nauczyciela. Zerknęła na bruneta był pochłonięty zadaniem ,jednak jak zauważyła skończył juz i tylko udawał ,że liczy .Żeby dać jej fory. Zirytowało ją to wielce.Wiec odwróciła wzrok i skupiła się kończąc przykład. Odłożyła kredę sekundę wcześniej niż jej przeciwnik tym samym wygrywając.Nauczyciel podszedł do niej w celu sprawdzenia operacji jakie wykonała w zadaniu. Marszcząc brwi powtarzał półgłosem obliczenia. Tak samo postąpił przy zadaniu Jacka. Nic nie mówiąc podszedł do biurka,w tym samym czasie zadzwonił dzwonek i uczniowie zaczęli kierować się ku wyjściu. Kim zrobiła to samo .Znalazłszy się na korytarzu odetchnęła głęboko i pewnym krokiem zmierzała do wyjścia. Tym razem nie po to bym zażyć narkotyk .Tym razem chciała zapomnieć o stresie. Stresie który odczuwała stojąc metr od Brewera. Czuła zapach jego perfum i to doprowadzało do szybszego krążenia krwi w jej żyłach. Cała jego obecność była tak przyjemna ze żałowała ,że ta lekcja minęła bez powrotnie. To było nieznane jej dotąd uczucie i choć wiedziała co ze sobą niesie starała się odeprzeć je jak najdalej. Nie chciała aby on się w niej zakochał,ale też sama nie chciała paść ofiarą tego uczucia. Jej "czarne myśli" przerwał wiatr kiedy wyszła z budynku na dwór. Zamknęła oczy,chciała się rozpłynąć,żeby jej nie było. Nagle poczuła ze ktoś stoi za nią.Bardzo powoli odwróciła się i co za niespodzianka stał za nią Jack Brewer we własnej osobie. W pierwszym odruchu chciała warknąć na niego żeby poszedł sobie i juz otwierała usta aby to zrobić ale on jej bezczelnie przerwał . -Słuchaj mam ci napisać wielkimi literami, że cię kocham czy sama to pojmiesz w końcu?!-wyraz jego twarzy był napięty . A Kim zamurowało po prostu.Patrzyła na niego i nie była wstanie się odezwać . W tym momencie zadzwonił dzwonek to otrzeźwiło ją na tyle aby mogła wejść do szkoły ignorując słowa które usłyszała.Kolejną lekcją był niemiecki. Kim nie zbyt lubiła ten język choć był może prostszy niż angielski.Weszła do klasy i usiadła na swoim miejscu. Nauczyciel wszedłszy do klasy przywitał się i usiadł za biurkiem. Sprawdził obecność a blondynka przez cały czas prosiła w myślach aby Brewer nie pojawił się na lekcji .Żeby gdzieś poszedł,nogę skręcił cokolwiek byle nie przyszedł i nie usiadł razem z nią. W chwili gdy nauczyciel skończył sprawdzać obecność on wszedł do klasy. Spokojnym krokiem podszedł do ławki w której siedziała i usiadł na wolnym miejscu. Dziewczyna zaklęła szpetnie w myślach. Czemu ten dzień jest taki pechowy i dziwny dla niej ? Nauczyciel w tym czasie podyktował temat i zaczął dobierać ich w pary . -No to tak Adams i Krupnik ,Carlson i Schmitt,Parkins i Cosberg . -wymieniał po kolei.Kim starała się rozpracować system jakim człowiek ten się kierował i chciała przewidzieć kogo jej da jako partnera\partnerkę. W klasie było ich tylko 20 wiec nauczycielowi powinno pójść to szybko. Usłyszawszy ze nauczyciel wymienił juz wszystkie osoby oprócz niej ,Brewera i Cook'a błagała aby przydzielił ją do tego drugiego człowieka. -No to skoro została nam jedna dziewczyna to dobierzmy jej partnera w drodze losowej-uśmiechnął się do Crawford a ta w odpowiedzi zaserwowała grymas. -Ja nadam chłopakom numerki w myślach a ty powiesz numerek od jeden do trzy ok?- blondynka niechętnie przystała na to. -Jaki jest twój numerek ?-spytał ją a ona zauważyła ze klasa zamarła w oczekiwaniu na odpowiedź. -Dwa-rzuciła szybko jednocześnie starała się dojrzeć wyraz twarzy swojego sąsiada ale bez skutku. -Dwa nie był przypisany żadnemu,jeszcze raz -odparł nauczyciel. Kim pomyślała ze skoro teraz 2 nie była przypisana do żadnego to w takim razie jedynkę miał Brewer a trzy Cook teraz pewnie dwa będzie mieć Brewer a Cook dostanie jeden. -Trzy -powiedziała to licząc ze znowu numerek ten nie będzie mieć żaden z nich i będzie mogła projekt zrobić sama. -trzy ma Jack więc jesteś z nim w parze- klasa na te słowa zagwizdała przeciągle. A Kim zrzedła mina. Nie chciała mieć na razie do czynienia z chłopakiem a perspektywa odwiedzenia jego domu lub też zaproszenia go do siebie nie była pocieszająca. 
Nauczyciel zaczął omawiać szczegóły projektu ale ona kompletnie się wyłączyła.Cieszyła się tylko z tego ,ze to już jej ostania lekcja i za chwilę znajdzie się w końcu w domu. Jack dogonił ją gdy wychodziła ze,szkoły. -poczekaj! -krzyknął zdyszany.Odwróciła się ku niemu i spytała słodko -O co chodzi? -Jedno proste pytanie -wciąż nie mógł do końca złapać oddechu -Czy jest ehe szansa,że będziemy razem? -Nie-odpowiedz była twarda i szybka.Blondynka odwróciła się napięcie i prawie biegnąc zaczęła się oddalać.Gdy była już dostatecznie daleko zaczęła się śmiać.Tak po prostu.Jakby usłyszała dobry żart a nie poważne pytanie.





hej :) 
przepraszam ze tak krótko ale szkoła . Rozdział dedykuję wspaniałej osobie która prowadzi wspaniałe blogi  i w pewnym sensie mojej przyjaciółce Annie Howard :* jeszcze raz wszystkiego najlepszego :** 

czwartek, 22 października 2015

post 28


On: Był zaskoczony tym co się stało .Jak mogła być tak lekkomyślna żeby robic to  tu!!
Była przekonana, że nikt jej nie widział I to był twój błąd kochanie -pomyślał.
Bo widziała ją jedna jedyna osoba. Przechodziła tamtędy przez przypadek i spostrzegła dziewczynę.
Osoba ta mogłaby po prostu wejść do budynku który znajdował się za placami dziewczyny.Dlaczego tego nie zrobiła??
Bo chciała przekonać się do czego jeszcze posunie się Crawford na terenie szkoły.Jest bardzo możliwe,że zrobi to po raz kolejny.
Tak myśli nawet potencjalny złodziej.Wchodzi to sklepu i sięga po pierwszą z brzegu rzecz.Ciastka z kokosem.Idzie po woli .Wychodzi .Nikt go nie złapał,udało się. Jest mu duszno -nerwy robią swoje.
Wychodzi z budynku na świeże powietrze.Od razu lepiej!
Idzie przed siebie,w kieszeni kurtki te przeklęte ciastka.Wyjmuje je ,zaczyna się śmiać przecież nie je kokosu ma na niego uczulenie.To po co ukradł ??
Bo chciał sprawdzić co się wydarzy ,czy jest na tyle sprytny ze go nie złapią .
Po jakimś czasie znowu kradnie tylko tym razem coś większej.
. Mack Book'a Air z firmowego sklepu Apple . Ale tym razem zostaje złapany,usiłuje uciekać ale na nic !
Myślał,że będzie tak jak z tymi ciastkami kokosowymi . Ale niestety.
Życie jest sinusoidą.Raz jesteś na górze i dobrze ci się powodzi a potem spadasz na łeb na szyję.I jesteś na dole tracisz wszystko.Ważne żeby umieć się odbić od dna.
Miał nadzieję,że blondynka zrobiła to jednorazowo i ze ta osoba która to widziała nie będzie zmuszona zgłosić tego do dyrekcji.Bo wtedy dla blondynki rozpoczęłoby się piekło na ziemi. Dosłowne!
A tą osobą był on sam.
  Czekał teraz w parku na pewną osobą z którą był umówiony.Tą osobą był Brodie Carlson .Pożyczył od niego 1000 $ .Zwrócił mu juz część pieniędzy a dziś miał zwrócić resztę
Czekał na jeszcze 300$ .
Chłopak pojawił się przed czasem.Był ubrany w swoje air maxy,brązową kurtkę i jeansy.Jack obserwował go z daleka.Miał jeszcze całe 10 minut czasu na spotkanie. Ciekaw był od kogo jeszcze Carlson pożyczał pieniądze.Bo na pewno nie miał swoich. Był znam z tego ze chodził po pożyczki do sąsiadów albo po prostu okradał ich kiedy ci pracowali.
Zerknął na zegarek -drogiego Rolex'a wskazywał on równo 2 godzinę.
Brewer szedł spokojnie tak jakby mu nie zależało . On miał pieniądze. Jego rodzice byli bogaci. Miał wszystko co chciał. A teraz szedł w kierunku Carlsona .Ktos patrzący z boku pomyślałby,że przyszedł spotkać się z kolegą.
-Sie masz-Carlson potrząsa jego ręka.-co tam u ciebie?-Jest podejrzanie rozmowny ,coś nie gra.
-Masz kasę?-spytał ostro -obserwuje jak twarz chłopaka diametralnie się zmienia.Z wyluzowanego staję się spięty .Jak zwierzę gotowe rzucić się do ucieczki. -Nie mam -rzuca cicho.
-Czemu ?-pytanie jest suche i prawie nie potrzebne .Brewer doskonale wie czemu tamten nie ma  ale chce to usłyszeć.
Chłopaka milczy ,cisza narasta i napięcie także.
-A może oddam w,towarze-proponuje mu.Jack zastanawia sie chwile. Nie wiem po ile chodzą teraz działki,ale zawsze może to sprzedać .Choćby Milton'owi .Daje   korki , czasem tez Jack sam do niego idzie .On tez bierze .Jego matka jest chora a on dorabia korkami.Jest dobry . Tak mógłbym mu to sprzedać
Jego głowa wykonuje bliżej nieokreślony ruch który tamten interpretuje jako zgodę.
Nagle ją spostrzega ! Mija ich i idzie dalej .
-Na dużej przerwie -rzuca na pożegnanie Carlsonowi i klepie go w ramię.Idzie za nią . Dotyka jej ramienia ,ona patrzy na niego i nic nie mówi.W jej spojrzeniu nie ma światła. -Uciekłaś mi-wypowiada te słowa i dociera do niego,że brzmią idiotycznie. Obserwuje jej twarz .Nie dostrzega żadnej reakcji,nic zero .Twarz wyprana z uczuć.
Odchodzi a on czeka, widzi jak znika za zakrętem.Biegnie -znajdują się twarzą w twarz.Dzielą ich milimetry. -Uciekłaś mi-to samo zdanie i znowu brak reakcji,jakiegokolwiek odruchu.
-Znalazłeś mnie -rzuca głosem tak bezbarwnym ze aż ostrym. On patrzy na nią ,na jego twarzy widać zaskoczenie.Choć stara się je ukryć .
Nagle ona łapie go za rękę -Choć przejedziemy się -i idą przez,park.
                            xxx
Następnego dnia obudził się.I o dziwo miał doskonały humor.Ubrał się z większą niż zazwyczaj dokładnością.W czarną koszulę,jeansy i czarne buty.Wziął torbę z książkami i zszedł na śniadanie.
Wszedł do,dużej i jasnej kuchni.Przy stole siedzieli juz matka z ojcem i jego  rodzeństwo .Ich pomoc domowa-Natasza była Ukrainką.Do jej obowiązków należało:sprzątanie domu ,gotowanie ,pranie,prasowanie i dodatkowo odbierała jego siostry ze szkoły.
   Powiedział grzecznie dzień dobry ale przez jazgot bliźniaczek nie miał szansy sie przebić -a nie chciał się wydzierać.Westchnął w duchu i usiadł przy stole ,ojciec i matka podnieśli na,niego wzrok -Nie przywitałeś sie-stwierdził ojciec .Ty tez nie -pomyślał ale nie powiedział głośno.Nie chciał psuć sobie dnia z powodu takiej sprawy. Zamiast tego powiedział -A mam przychodzić na śniadanie z megafonem?-ojciec popatrzył na niego ze zdziwieniem.
Chłopak westchnął i pokazał palcem na swoje siostry którym buzia sie nie zamykała.W,zasadzie jednak nie mówiły do nikogo ,może chciały ale nie dały rady.Natasza zajęła się przygotowywaniem dla nich kanapek do szkoły.Matka natomiast poprawiała makijaż w lusterku.
Ojciec skinieniem głowy przyznał mu rację -Wybierasz się do szkoły?-spytał,chłopak popatrzył na niego zdziwiony -A czemu miałbym nie?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
Skończył swoją porcję na którą dziś składało się jajko w szklance i dwie grzanki.Wstał od stołu ,skiśnieniem podziękował Nataszy za śniadanie i wyszedł zabierając z blatu torbę.
Do szkoły może zawieść go któreś z rodziców ale on woli się przejechać autobusem.Wzbudzi tym powszechne zainteresowanie -nie jeździ autobusem nigdy. Ale tym razem zrobi wyjątek dla niej myśli i przyspiesza żeby się nie spóźnić.
Na przystanek autobusowy dochodzi 10 minut przed odjazdem swojego autobusu. Oprócz niego czeka jeszcze parę innych osób.Staruszek o lasce ,jakiś facet z teczką zerkający co chwilę na zegarek -który jak zauważa Brewer jest tanią imitacją tego który on ma na nadgarstku . I dwóch małolatów -na oko może dwa lata młodsi od niego. Mają słuchawki z mp3 za pomocą których odcinają się od świata . Wszyscy trwają w ciszy .Bijąc się z własnymi myślami.
W pewnej chwili dwójka małolatów zaczepia go ,czy nie ma może fajek. Dziwi go ze ani staruszek ani mężczyzna nie komentują zachowania chłopców.Odpowiada im ,że nie ma.Oni mówią żeby pokazał kieszenie.
Co za bezczelność! Patrzy na nich z pod przymrużonych powiek.Muszą go nie znać skoro tak nieważnie dobierają słowa . Wyjmuje z kieszeni mały składany nóż.Wie że może sobie na to pozwolić,ma pewność że nie zaczną krzyczeć. Przesuwa go im przed oczami.Cofają się przestraszeni. Przepraszają za pytanie.W tym momencie zjawia się autobus i każdy z nich wsiada.Mężczyzna z teczką zajmuję jedno z wolnych siedzeń.Staruszek siada dwa rzędy za nim. Małolaci patrzą na niego niepewnie.Nie wiedzą jak,mają się zachować.W końcu siadają niedaleko drzwi.On staje koło drzwi.Opiera się o zimną szybę.Autobus rusza.
Brewer,się śmieje w duchu z dwójki która siedzi niedaleko niego. Odtwarza w pamięci to jak patrzyli na nóż. Tak przyjemnie było widzieć że zdarł im te uśmieszki z twarzy.
Ojciec powiedział mu kiedyś,że wszystkich fascynuje broń.Każdy w duchu  jest neandertalczykiem walczącym o przetrwanie.
Przymyka oczy,za chwilę dojedzie do jakiegoś przystanku i może ona wsiądzie. Myśli wirują w jego głowie. Ale nie wie czego dokładnie dotyczą -nie potrafi ich zinterpretować do końca.
Z zadumy wyrywają go rozmowy pasażerów.Wsiedli już nowi ,rozgląda się,szukając jej wzrokiem.
-Tu jestem-słyszy jej głos,odwraca się.Stoi na wyciągnięcie ręki na przeciw niego.Patrzy mu hardo w oczy.
-Może usiądziemy -proponuje .Ona kręci głową w milczeniu. I znów cisza .Nie wie jak ją przerwać.A ona się do tego nie kwapi. Patrzy na nią i juz jest pewien.Ta obojętność,arogancja,kpina,ten stoicyzm jest murem który ona zbudowała w około siebie.Żeby nikt więcej jej nie zranił. Chłopak jest ciekaw kto zranił ją i w jaki sposób.Chciałby się tego dowiedzieć -może kiedyś. Dojeżdżają do przystanku autobus staje.Ona wysiada więc brunet podąża za nią.

czwartek, 8 października 2015

post 27

Ona: Minął tydzień od spaceru jej i Brewera..Gdy wujek po nią przyjechał nie naciskał wręcz wcale żeby powiedziała gdzie i co robiła tyle czasu .A,ona nie zaczynała tematu.
Chodziła grzecznie do szkoły i nie sprawiała kłopotów.
Nikt jej jednak nie raczył wyjaśnić co się stało z wszystkimi uczniami i pracownikami szkoły.Ludzie przemykali pod ścianami jakby bali się własnego cienia.Brewer nie pojawił się od tego czasu w szkole nie było wiec tez Martineza i Carlsona.
Teraz miała chemię i nauczyciel pisał wzory na tablicy oraz mówił że mają przygotować się do kartkówki. Kim zauważyła ze notują tylko trzy osoby.Milton,Julia i ona.
Nagle usłyszała wibrację swojego telefonu,ktos do niej dzwonił. Stwierdziła że jeśli nie odbierze ten kto dzwoni rozłączy się.
Niestety nie stało się tak! Telefon wibrował jak zwariowany ,w końcu wyprowadzona z równowagi blondynka spakowała książki , wstała i ignorując pytanie nauczyciela-Co ty wyprawiasz Crawford?-podeszła do drzwi.
Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi telefon przestał dzwonić.
 Zerknęła na wyświetlacz,numer zastrzeżony.No w sumie mogła to przewidzieć! Zorientowała się ze do dzwonka pozostało jeszcze tylko 5 minut a nie chciało jej się wracać na lekcję. Teraz miała być przerwa 20minutowa.
  Usiadła na parapecie akurat gdy rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Uczniowie wylali się na korytarz. Jedni krzyczeli inni się śmiali ,ktoś klął.Stwierdziła że nie ma,zamiaru siedzieć w tym jazgocie.Swoje kroki skierowała na dwór.Mijała po drodze różnych ludzi,jedni się całowali ze swoją drugą połówką,inni odpisywali zadanie ,jeszcze inni słuchali muzyki. Kiedy znalazła się na dworze poczuła ze wiatr uderza ją w twarz niezwykle gwałtownie.Pogoda listopadowa a był dopiero 2 października
Poczuła ze musi się rozgrzać a na to miała dobry sposób.
Zerknęła przez ramię -nikogo nie było na dworze oprócz niej. Nic dziwnego każdy w taką pogodę wolał zostać w budynku szkoły. Z kieszeni kurtki  wyjęła torebeczkę z brązowym proszkiem i folię  na którą wysypała trochę brauna,podgrzewała go spokojnie. Wciągała go powoli niemalże się delektowała każdym wdechem.
Pamiętała swoje pierwsze zetknięcie z herą.
Była wtedy na jakiejś wystawie z "osą" to był typ z pod ciemnej gwiazdy ale jego dragi były bardzo dobre .
Dał jej działkę a ona odleciała.Stali przy jakimś obrazie.Był na nim mężczyzna z papierosem ,miał spokojny wyraz twarzy. Kiedy popatrzyła na mężczyznę po tym jak do jej organizmu wniknęła hera odkryła ze stary człowiek płacze.Zaczęła krzyczeć aby przestał bo zniszczy obraz ale on nic sobie nie robił z jej wrzasku."osa" próbował ją odciągnąć od tego obrazu,zaczęli się szarpać.Patrzyła jak mężczyzna zalewa się łzami i sama zaczęła płakać.
Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek.Weszła szybko do szatni i puściała się biegiem w kierunku szatni -wf  
.Kiedy tam weszła wszystkie dziewczyny podniosły na nią wzrok .
Ale żeby jeszcze patrzyły z np zainteresowaniem ale nie! One patrzyły z niechęcią niektóre wręcz nienawiścią. Nawet Julia przyglądała jej się z mało przyjaznym wyrazem twarzy.
Nie przejęła się tym zbytnio.
Zaczęła się przebierać,zdjęła jeansy i usłyszała w tym momencie ze coś spada na ziemie.Zastygła w bezruchu. Nie tylko nie to błagam boże!! Jednak mówiąc brzydko Bóg miał ją w dupie. Usłyszała ze jedna z dziewczyn wstaje -Czy to -zaczęła mówić ale nie dane jej było skończyć bo jakaś inna przerwała jej-Ej ona chyba się.. -lecz nie skończyła bo nauczycielka zawołała jej na lekcje. Kim stała jak wmurowana. Dopiero gdy usłyszała ,ze wyszły wszystkie bardzo powoli odwróciła się.
Popatrzyła na podłogę.Przed nią leżało coś czego nikt nigdy nie,miał zobaczyć!
 Dowód jej winy leżał wprost przed nią,kusząc ją zdradziecko swoim srebrnym blaskiem i ostrością.
Tak jakby mówił jej
 Przecież to takie proste .Jeden ruch i szkarłatna czerwień pojawi się na skórze.
Zamknęła oczy i wybuchła pustym śmiechem








Hey !
mam nadzieję ,że rozdział wam się podoba :) 

sobota, 19 września 2015

post 26

ONA: Jack zamrugał zdezorientowany powiekami. Co powiedziała? Co to za reakcja ? O co chodzi?
-yyy możesz powtórzyć bo chyba nie zrozumiałem -powiedział patrząc na nią nie pewnym wzrokiem
-Powiedziałam"kurwa mać" jeśli nie słuchałeś -odparła patrząc na niego z lekką pogardą .
-Ale czemu ?-spytał choc zdawał się być może sprawę czemu tak zareagowała ale chciał to od niej usłyszeć.
Popatrzyła na niego . Postanowiła,że pominie to milczeniem .Bo i po co ma się mu tłumaczyć?
Nie nawykła do tłumaczenia sie z tego co zrobiła czy powiedziała innym. Ona nawet nie mówiła pierwsza ludziom cześć .
-To czemu tak powiedziałaś ?- nie odpuszczał jej i koniecznie chciał się tego dowiedzieć .
-Na księdza mi nie wyglądasz w konfesjonale tez nie jestem to nie będę się ci spowiadać !-warknęła i odwróciła się napięcie.
Sięgnęła do klamki i otworzyła drzwi.
-Będę chodzić za tobą tak długo aż mi nie powiesz-stwierdził brunet i wyszedł z pomieszczenia za nią
-Chrzań się!-syknęła Kim , szybkim krokiem przemierzając korytarz .
To chore! -pomyślała .Nie dość że jest sama w dosyć dużym budynku go jeszcze łazi za nią ten przeklęty Brewer i bóg wie czego chce!!
Otworzyła drzwi do biblioteki.
Była wściekła.Przeszła szybkim krokiem miedzy regałami,nie przyszła tu żeby sobie czegoś poszukać.Książkę miała w plecaku chciała po prostu się uspokoić.
Czytanie zawsze ją uspokajało dlatego gdziekolwiek była miała ze sobą książkę bądź e-book . Jednak wolała książki papierowe.Lubiła ten szelest kartek ,zapach . Znalazłszy miejsce na parapecie usadowiła się tam wygodnie i wyjęła książkę.
Zaczęła czytać. Rzecz jasna Jack Brewer stał nad nią jak nie przymierzając kat nad biedną duszą.Kontem oka zauważyła,że razem z nią przebiega tekst wzrokiem.
"ILUMINACI" taki był tytuł rozdziału
"Iluminaci byli satanistami ale nie we współczesnym rozumieniu tego słowa. Dla większości ludzi sataniści to potwory oddające cześć diabłu,gdy tymczasem historycznie rzecz biorąc byli to wykształceni ludzie,którzy przeciwstawili się kościołowi. Shaitan.Pogłoski na ten temat składania ofiar ze zwierząt,praktykowania czarnej magii czy rytuałów związanych z pentagramem były kłamstwami rozpowszechnionymi przez kościół
w celu zniszczenia dobrego przeciwnika. Z czasem wrogowie kościoła,pragnący naśladować iluminatów,zaczęli wierzyć w te kłamstwa i wprowadzać je w życie.Tak narodził się współczesny satanizm.
Sam symbol iluminatów powstał w XVI wieku stworzony przez anonimowego artystę jako hołd dla Galileusza i jego umiłowania symetrii.Stał się swego rodzaju świętym logo bractwa.Trzymano go jednak w tajemnicy ."
Kościół na prawdę jest popieprzony-pomyślała dziewczyna.
Dlatego też nie chodziła do kościoła.Co prawda była i ochrzczona i u komunii i była tez bierzmowana.Ale podczas tego całego bierzmowania nie czuła żeby jakiś duch na nią spłynął.To wszystko były dziwne co najmniej .
Stopniowo zaczęła się interesować historią kościoła.I to czego sie dowiedziała jeszcze bardziej utwierdziło ją w przekonaniu że kościół to instytucja bazująca na ludzkiej naiwności i lenistwie
Bo jesli ktos chciałby to poszperałby w różnych książkach czy Internecie i doszedł do podobnych wniosków co i ona.
Dowiedziała się miedzy innymi o tym że:
Podczas Soboru Nicejskiego Pierwszego który zwołał cesarz Konstantyn rozstrzygano wiele kwestii między innymi:
-debatowano i rozstrzygano w drodze głosowania miedzy innymi:datę obchodu świat Wielkiej Nocy,rolę biskupów,udzielanie sakramentów no i boskość Jezusa aż do tamtej chwili Jezus był postrzegany jako śmiertelny prorok.
Ustanowienie Jezusa 'Synem Bożym ' oficjalnie zaproponowano podczas soboru nicejskiego .Ustanowienie boskości Jezusa było kluczowe w świetle dalszego zjednoczenia imperium rzymskiego i niezbędnym elementem ustanowienia nowej władzy Watykanu.
Kim sama doszła do niektórych wniosków np do tego ,że kościół to instytucja żerującą na pieniądzach (no może nie dosłownie ale tez nie w przenośni całkiem)
Weźmy choć by to ,że ludzie rzucają na ofiarę. To nie lepiej wpłacić te pieniadze które rzucają do koszyczka na konto jakiejś fundacji pomagającej ubogim ? Czy lepiej rzucić do koszyczka i usłyszeć idiotyczne "Bóg zapłać" a potem ludzie się dziwią skąd to ksiądz ma np nowy samochód czy inną drogą rzecz.
Z hukiem zamknęła książkę. Była zła.
Na Brewera? I Na siebie ?
I tu pojawiał się zasadniczy problem. Nie wiedziała czy zła jest na niego czy tez wścieka się na samą siebie a on obrywa .
Po namyśle stwierdziła, ,że to chyba jednak ona jest wściekła na siebie.A on obrywa bo znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie.Ma pecha ! Po co się pchać tam gdzie cię nie chcą?!
Co się z nią dzieje ? Wariuje już chyba ! Wstała i zamierzała wyjść z pomieszczenia ale oczywiście chłopak musiał jej to uniemożliwić!
Nie był by sobą gdyby tego nie zrobił!- pomyślała. Znała go ledwo od dwóch tygodni a nie potrafiła rozgryźć co w nim siedzi .I jakim jest człowiekiem. Czy na prawdę był aż tak zły jak mówiły o nim plotki? Czy była to tylko obrona.Mur jaki mógł budować wokół siebie.
Jego ojciec z tego handlu lekami miał pewnie nie małe dochody więc jego bachor mógł dostawać wszystko o czym zamarzy. Ale nie było tego widac w ubraniach czy gadżetach.Wyją telefon z kieszeni spodni .Stary model noki. To troche zbiło ją z tropu.Spodziewała się,że jesli rodzic tak dobrze zarabia to Jack będzie miał praktycznie wszystko o czym zamarzy.
Zatrzymała na nim wzrok .On także się jej przyglądał .
Kasztanowe włosy,czekoladowe oczy,dobrze wykrojone usta.
Przeniosła wzrok na jego klatkę piersiową.Widać było dobrze umięśnione ciało (sprawa siłowni pewnie)
Co robisz debilko! Wgapiasz się w niego jak sroka w kość -Zbeształa sama siebie . Przeniosła wzrok na okno zastanawiając się czy wreszcie stąd wyjdzie. Zerknęła na zegarek na swoim nadgarstku.Wskazywał on 11:13
I właśnie w tej chwili odezwała się jej druga natura. Ta jej grzeczna i miła część.Prawdą było to ,że w ostatnim czasie nie miała prawa głosu.Cały czas przemawiała przez nią ta jej zimna część.
-A może pójdziemy się przejść?-zadała to pytanie niespodziewanie dla samej siebie.Popatrzyła na jego twarz,rozciągnął usta w uśmiechu
-Pewnie -rzucił a w jego głosie wyczuła zaskoczenie ,radość .
Idiotka z ciebie!!-jej druga część zaczęła obrzucać błotem grzeczną dziewczynką w którą się zamieniła.
Jednak kiedy wyszli z budynku stwierdziła w duchu ,że nie zaszkodzi być dla niego miłą.Przecież nie wiedziała jak sie zachowa. A od czasu do czasu można pograć grzeczną i poukładaną osobę.
-To gdzie idziemy ?- z zamyślenia wyrwał ją jego głos. Wzruszyła ramionami,nie mieszkała tu długo więc jeszcze nie zorientowała się na 100% gdzie co jest.
Usłyszała jego śmiech -Czyli ja prowadzę?-spytał a ton głosu wskazywał na to,że pytanie było retoryczne.
Poszli przed siebie. Powoli bez zbędnego pośpiechu.Otaczająca ich cisza nie była by najmniej kłopotliwa. Była przyjemna a nawet można było zaryzykować stwierdzenie romantyczna.O ile taka w ogóle istnieje.
Zaszli juz strasznie daleko z tego co wywnioskowała blondynka.Szli cały czas rozmawiając i co kilka minut wybuchali śmiechem.Jack był na prawdę spokojny i opanowany.Kim złapała się na tym,że zaczyna myśleć o nim w samych superlatywach.Kiedy schodzili ze zbocza pobliskiego wzniesienia (tam gdzie Kim chciała się zabić) chłopak przerwał trwającą od kilku minut ciszę
-Czemu chciałaś to zrobić ?- mówiąc to patrzył jej uparcie w oczy.
-To moja sprawa -odparła ostro. I właśnie w tej sekundzie cały miły nastrój prysł jak mydlana bańka.
Jack popatrzył na nią ostro i nic nie mówiąc puścił się pędem przed siebie.
Dziewczyna zaklęła cicho w myślach.Było ciemno a ona niezbyt wiedziała jak ma wrócić do domu. Zerknęła na zegarek,pokazywał 21:47 . O nie!-jęknęła. Było za późno na samotne wędrówki do domu. Postanowiła napisać esemesa do wujka. Miała nadzieję że po nią przyjedzie
Przyjedziesz po mnie?jestem na wzniesieniu tam dalej jest mała chatka.
Nacisnęła wyślij i w tym momencie uprzytomniła sobie ze wujek być może ma nocną zmianę i nie będzie mógł po nią pojechać. Nie chciała sama wracać w nocy. Jej niewesołe rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości od wuja.
Ok za 20 min bede podejdź pod ta chatke.
Uff ! Na szczęście.Choć pewnie gdyby Crawford była zmuszona wróciłaby sama.Jednak znacznie bardziej wolała jechać autem. Wiedziała o tym ,że jej opiekun będzie pytał gdzie była tyle czasu i czemu nie dała znaku życia . Nie była też pewna jak mężczyzna zareaguje kiedy dowie się z kim była całe popołudnie.
Po kilku minutach oświetlając sobie drogę latarką wbudowaną w jej smartphonie dotarła w umówione miejsce.

cos mi się stało z wordem i dlatego tło jest takie białe :(

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

25 post

On: Ręce spociły mu się tak bardzo jakby co najmniej pracował przy budowie piramid w starożytnym Egipcie w 40 stopniowym słońcu.
Ale chłopak ani nie pracował przy budowie owych piramid ani tez nie przebywał w 40 stopniowym ukropie w Dolinie Królów.przebywał on w budce telefonicznej niedaleko swojego liceum.
Zamkną oczy .Myśli wirowały mu w głowie a szczególnie jedna głośno krzyczała a mianowicie ODEBRAŁA!!!!! W tej chwili gotów był polecieć choćby na Marsa!
Parsknął nieskontrolowanym śmiechem.
On który zawsze był tajemniczy .Ostry,wymagający ,perfekcyjny.
Zawsze pojawiał się bez szelestu.
Cichy.Nienagannie ubrany.Gotów na rozkazy.Zimny. Nie poznawał są siebie. Jak to się stało,że zrobił coś takiego.
Teraz stojąc na przeciwko wejścia do liceum począł to znajome ssanie w żołądku.To był jego strach.Nie wiedział co się dzieje z jego ciałem,nie rozumiał tego do końca. Zamkną oczy aby  się powoli uspokoić. Wysłał esemesa do Jerrego aby upewnić się ze w szkole jest tylko ona. Odpowiedz dostał aż nazbyt długą
"Tak tylko ona,ale co ci do głowy strzeliło?! Co ty kombinujesz człowieku?"
Postanowił odpisać "wystarczyło tylko coś w stylu 'tak tylko ona ' a nie całe zdanie." Wysłał
  Może i było to kąśliwe jako uwaga ale cóż.On juz taki był.Oczekiwał tylko konkretnych odpowiedzi które jak dla niego mogły zamknąć się tylko w 5 słowach.Mało mówił tak jak ojciec .Kiedyś gdy był jeszcze mały miał może 4-5 lat i  szedł z tatą do sklepu.W pewnej chwili zapytał ot tak z dziecięcą ciekawością  "tatko a czemu ty tak mało mówisz?" Uzyskał wtedy taką odpowiedz "Mówię tyle ile trzeba i kiedy trzeba" *
Do powrotu do domu nie odezwał się ani słowem.
A teraz podszedł do drzwi za którymi znajdowały się sale:biologiczna, matematyczna ,językowa ,historyczna,polonistyczna,hala do zajęć sportowych ,aula .Na piętrze biblioteka ,sala chemiczna,informatyczna (a nawet 2), sala do wosu ,pracownia techniczna ,plastyczna ,gabinety psychologa ,logopedy i dyrekcji .
Położył rękę na klamce chcąc otworzyć drzwi .Lecz nagle cofną ją jak gdyby poraził go prąd.Nie ,nie mógł tego zrobić! Przeciez ona nawet nie będzie go słuchać! Ona go nienawidzi za to,ze strzelił do jej wujka. I ma pełne prawo.
Przeprosił ją tam wtedy w tej sali kiedy przeszła. Przepraszał ją potem jeszcze tysiące razy.W myślach,we śnie.Ileż to razy kiedy był w szpitalu podnosił słuchawkę i chciał dzwonić .Czy też brał telefon do ręki i chciał ją przeprosić za pomocą esemesa. Ale te próby przeproszenia jej spełzały na niczym.I kończyło się to zawsze tym samym.Przepraszał ją w myślach często tez we śnie.Ale tylko raz wtedy gdy była z nim ,gdy stała przy oknie przeprosił ją realnie.
Wiedział jednak ,że nie wystarczy przeprosić jej raz.Musiałby ją przepraszać dzień po dniu przez całe lata.A nie był pewien czy podołałaby temu.
Teraz stojąc przed wejściem do budynku zdecydował ,że musi to zrobić! Nie było juz odwrotu.
Nacisną klamkę a drzwi ustąpiły lekko
 .
ONA: To powoli przestawało ją bawić.Ta cała absurdalna sytuacja. Cisza dzwoniła w jej uszach .I na dodatek nikogo nie było w całej szkole! Tylko ona jedna!
Sprawdziła to dokładnie przeczesując każdy zakamarek tej budy. Coś było nie tak .
Chciała iść do domu ale "coś" ją powstrzymywało.Intuicyjnie czuła ,że to nie koniec że coś się jeszcze tego dnia wydarzy. Coś czego ona podświadomie nie chciała.
Kiedyś jako dziecko zastanawiała się co to jest strach . Szukała w książkach definicji ,czytała w Internecie,pytała ojca,nauczycieli w szkole ,sąsiadów ba nawet księdza na katechezie i nic.Nikt nie umiał jej tego racjonalnie wyjaśnić.Nawet tata! Bo ona jako dziecko wierzyła ze jej ojciec wie dużo  więcej niż jej nauczyciele w szkole.
Ale nie mogło jej zadowolić byle jakie tłumaczenie.Ona chciała jasnych ,rzeczonych informacji.Nie bajek wyssanych z palca.  Nie mógł jej na jej pytanie odpowiedzieć "bo tak jest i juz" . Kiedy pytała tatę o coś on musiał odpowiedzieć ustalonym przez nich obojga schematem.
1) jak on sam rozumie to o co ona pyta
2) poprzeć swoje racje jakimś zaufanym źródłem (by najmniej nie Internetem . Jakąś mądra encyklopedią czy słownikiem)
3) przedstawić swoje stanowisko (czy wierzy w to co jej przeczytał)
4) wysłuchać jak ona to interpretuje i czy w ogóle rozumie przeczytaną przez niego definicję .
Jesli nie zrozumiała bądź nie zinterpretowała wszystkie punkty musiał przerabiać od nowa .Krok po kroku.
Nawet teraz nie do końca wiedziała co to strach.Wiedziała tylko ze jest to coś co przeszkadza jej w życiu.Bo kiedy sie boimy nie myślimy racjonalnie.A ona nienawidziła ludzi którzy najpierw robią a potem myślą.
Wiedziała też, że to coś co ludzie nazywają strachem jest w mózgu.To ten narząd wytwarza te bodźce które sprawiają ze ktoś bądź coś nas przeraża .
Nagle zauważyła jakiś ruch .Ktoś otwierał drzwi. Obróciła sie i spostrzegła dziewczynę z parku.Tą która poprosiła ją o dragi.
Ciekawe czy tym razem też będzie chcieć? Przemknęło jej przez myśl.
Nie znała jej a mimo to nie czuła do niej sympatii.
Nie chciała absolutnie mieć w tym gównie w którym tkwiła mieć wspólnika.Zawsze działa sama.
Bo jeśli działasz zespołowo w tym bagnie to ponosisz srogie konsekwencje.
Miała przypadek ,że złapała ją policja .Była może piętnastolatką.Złapali ją,zawieźli na komendę.Chcieli nazwiska innych. Kiedy spokojnie tłumaczyła ze jest sam  (była spokojna bo wcześniej mocno władowała sobie w kanał) nie uwierzyli jej.Wsadzali ją na 24 h do pudła
"Żebyś zmądrzała"
Tak powiedzieli . To była bujda .Chcieli ją przestraszyć żeby zaczęła sypać . Nie miała na kogo chyba ze sama na siebie.A nawet jakby miała to i tak by nie sypała.Bo w tym środowisku są gorsze rzeczy niż psy.
Jej rozmyślania przerwał głos tamtej dziewczyny stojącej na przeciw niej.
-cześć,masz działkę ?-spytała tamta .Włosy nie myte od wielu dni opadały na czoło.-Mam na imię Susan-dodała i rozciągnęła usta w czymś co mogło przypominać uśmiech.
Kim nie odezwała się.Sięgnęła do plecaka i stamtąd wyjęła woreczek z narkotykiem.Zauważyła ze oczka tamtej patrzą pożądliwie na biały proszek. Jest w ciągu ,pieprzona ćpunka. Na dobrą sprawę ona też nie była lepsza.
Rzuciła go w kierunku dziewczyny
 -Ale strzykawki ci nie dam nie chce miec nic wspólnego z tobą,a tym bardziej twoich zarazków. Wynoś się!-warknęła.
Tamta popatrzyła na nią i nic nie mówiąc wyszła z pomieszczenia.
Co za ironia losu to klasa do chemii .Pomyślała blondynka i zapięła plecak.
ON: Sprawdzał każdą salę żeby ją znaleźć i pogadać o tym wszystkim co się stało.To było dla niego teraz cholernie ważne! Musiał to zrobić.
W tej chwili czuł się tak jakby zostało mu tylko te parę godzin życia i ze śmierć go obserwuje .Musiał z nią pogadać!!
Jednak bał się tego .On który według plotek krążących po mieście zabiłby z zimną krwią swoich rodziców i w ogóle wybił całe miasto przy pomocy Jerrego Martineza i Brodiego Carlson a po wszystkim zabiłby tez pewnie ich.
Usłyszał naraz muzykę,słowa.Skręcił i pobiegł w górę schodami,potem w prawo i teraz słyszał juz wyraźnie tekst piosenki .Zatrzymał się aby ochłonąć.Czuł się jakby przebiegł maraton n 800 metrów ścigając się przy tym co najmniej z mistrzem świata.  Zatrzymał się przed drzwiami do sali chemicznej .
"Niech sie durnie trują jadem" usłyszał tekst piosenki.Nie wiedział,że jest to  kawałek tekstu piosenki  zespołu Coma pt "Los cebula i krokodyle łzy" .Otworzył drzwi,zobaczył ją siedzącą w ławce na końcu środkowego rzędu.W ten sposób miała widok na całą klasę.
Jej blond włosy były związane w koński ogon . Odwróciła się w jego stronę.
Poczuł że czas sie zatrzymał.
Była tylko ta chwila. Piosenka na jej smartphonie sie zmieniła i miał teraz okazję usłyszeć inne słowa
"Zapomniałem,że od kilku lat wszyscy giną jakby nigdy ich nie miało być.W stu tysiącach jednakowych miast giną jak psy"
Usłyszał ten sam głos co poprzednio i domyślił się,że to ta sam osoba śpiewa.Poparzył na nią.Nic nie mówiła,czekała na jego ruch.
Przeszywała go wzrokiem swych lodowato błękitnych oczu.Nigdy jeszcze nie widział tak zimnego spojrzenia. Jakby było wyzute z wszelkiego życia. Milczenie trwało zbyt długo.Usiłowała się czegoś dowiedzieć.Nie ufała mu.Oceniała ryzyko jakie sobą przedstawiał.Lustrowała go wzrokiem jakby chciała wniknąć do jego mózgu.
Przełkną ślinę .Musi jej teraz to powiedzieć!
-Ja chciałem pogadać -jego głos rzecz jasna nie brzmiał tak pewnie jakby sobie tego życzył
-To mów,ja nie mam ci nic do powiedzenia-stwierdziła zimno i wbiła w niego ostre spojrzenie.
-Przepraszam  Cię za to co sie stało -gdy to powiedział podszedł do okna .Otworzył i kiedy poczuł powiew wiatru na twarzy wrócił jego spokój.Chociaż po części.
Spodziewał się wszystkiego ale nie tego co usłyszał z ust blondynki
-Kurwa mać.

środa, 12 sierpnia 2015

przepraszam !

przepraszam ze tak długo nie pisałam.Ale nie mam w domu Internetu cos nawala :( 👎
Jak przyjedzie moja siostra to może cos zaradzi. Rozdział powinien pojawić się może na początku września (taki prezent na osłodzenie tego ze trzeba wstawać przed 7 rano,odrabiać zadania i kuc sprawdzianów) . A tak poza tym rozdziały nie będą się pojawiały regularnie teraz bo zaczynam 3 klasę po wakacjach i trzeba sie ostro za siebie wsiąść.Przepraszam ze będziecie musiały czekać.Ale obiecuje ze wam to wynagrodzę.Tak,tak będzie Jack i Kim :))
a tak pozatym to jak spędzacie wakacje??
ja teraz jestem akurat we Wrocławiu w Magnolii (centrum handlowe) i korzystam z okazji i piszę tego posta z przeprosinami do was.
żałuję ze nie będę miała możliwość napisania niczego dla was.Postaram sie wam to wynagrodzić. W komentarzach możecie pisać co chciałybyście aby było zawarte w rozdziale. 25 a ja w miarę możliwości wplotę to :)
pozdrawiam serdecznie 😊
Tori M

czwartek, 2 lipca 2015

Post 24


 Ona : weszła do szkolnych murów .
Czuła odrazę dla wszystkiego co było wewnątrz tego budynku .Ludzi ,przedmiotów ,odgłosów .Wszystkiego! 
Nie wiedziała jeszcze ze ten dzień na długo zapisze się w jej podświadomości.
Weszła spokojnie do klasy i usiadłam na swoim miejscu .Rozejrzała  się dookoła ,klasa świeciła pustkami. Byłam sama .
Co prawda do dzwonka były jeszcze 4 minuty ale zeby była sama w trzydziestoosobowej klasie?!? 
Zrezygnowana wyjęłam książkę do wykładanego na pierwszej lekcji przedmiotu - j niemieckiego. Zaczęłam leniwie przerzucać kartki podręcznika podczas gdy za oknem na dobre się rozpadało .
Dzień była bardzo ponury tak jakby próbował powiedzieć dziewczynie 
'Hej burmuszonie dopasowuje się do ciebie ' 
Kim spojrzała na zegarek na swoim nadgarstku -wskazywał godzinę 08:03 . Ani nie było nauczyciela w klasie ani żadnego ucznia poza nią samą . To było co najmniej dziwne .
Stwierdziła ze poczeka do końca lekcji a potem pójdzie do sekretariatu sprawdzić o co chodzi.
W pewnym momenci usłyszała dzwonek telefonu Axl Rose przekrzykujący gitarowe riffy Slahsa . Piosenka "Sweet Child'O Mine " Dzwonił do niej nie znany jej numer . Odebrała z wachaniem.
-Tak?
-Cześć my pewnie się nie znamy-ten kto dzwonił był wyjątkowo zdenerwowany .
-raczej nie ,o co chodzi?-spytała z zaskoczeniem ponieważ w słuchawce usłyszała głos jakiegoś chłopaka 
- chciałem ci powiedzieć -Trzask  na lini .Jest pewnie osoba dzwoniąc w budce telefonicznej 
-Ze ?!? -Stara się mowić spokojnie ale ten ktoś sprawia ze szybciej bije  jej serce. Nie wiedziała czy to ze zdenerwowania czy swego rodzaju podniecenia tym ze jakis chłopak ma jej numer i dzwoni .
Odczekuje  kilka sekund a ponieważ nie słyszy juz głosu przerywa połączenie .Jest  smutna. 
 Chciałabym zeby ktoś mnie wreszcie pokochał .Nie jak rodzic ktory kocha dziecko mimo wszystko .
 Chciałabym mieć chłopak i  chodzić z nim na spacery ,całować się ,rozmawiać .Mowić mu o wszystkim .Chciałabym żeby przytulał mnie na dobranoc .Żebym mogła w jego ramionach znaleźć schronienie .  Aby pisał mi esemesy na dobranoc i na początek dnia .
Chciałabym wreszcie zaznać tego uczucia nad którym wszyscy sie tak zachwycają .Chciałbym zobaczyć jak to jest kochać kogoś ,nie widzieć swiata poza nim.
Miałbym sie wtedy dlatego budzić ,po 7 godzinach w szkole wybiegałabym z tamtąd jak na skrzydłach ,prosto w jego ramiona . Chciałabym wreszcie mieć komu zaufać . 
Kiedy widzę zakochaną parę łzy same napływają mi do oczu .
Tak bardzo bym chciałabym zeby na mnie tez ktos spojrzał z bezgranicznym uwielbieniem.Tak jak patrzy zakochany chłopak na swoją wybrankę .
Czy chcę aż tak dużo ??!?!!?!?!!?!?!?!!?!?!?!?!?!?! 
Jak widać tak za dużo .Jest osoba która mi sie podoba ale cóż .....
nie wiem czy do końca wie kim jestem .Czy wie jak mam na imię . Nie nie napiszę do niego pierwsza!  Niby czemu ? 
Bo się boję !!!!  Boję się ze mnie wyśmieje ,w mojej szkole wszystko roznosi się lotem błyskawicy jeżeli nie szybciej .(zresztą jak chyba w każdej ) 
Tak jestem w tych sprawach tchórzem i tyle .Uwazam ze jesli jemu zależy to pierwszy powinien się odezwać . Ale w tym przypadku jak mowię nie będzie tak . 
Takie mysli przelatywały przez głowę blondynki i sprawiały ze popadła w coraz podlejszy nastrój .

wtorek, 26 maja 2015

Post 23

Ona: Kim zamknęła swój pamietnik* .
Była zmęczona ,bardzo zmęczona .Musiała jeszcze napisać wypracowanie na historię .Kto zadaje wypracowanie które ma składać sie z 470 słów na nastepny dzień???!!?!?!? Idiota .A tym idiotą był Adam Stevens 46 letni nauczyciel w liceum do którego uczęszczała blondynka .
Ostatnio wiele w życiu dziewczyny sie zmieniło.
Od porwania stała sie jeszcze bardziej zamknięta w sobie .Mimo ze Jack Brewer wrócił juz do szkoły i wszystko było normalnie to dziewczyna żyła w ciągłym strachu .Bała się ze chłopak bedzie chciał się na niej zemścić .
Po powrocie do miasteczka z Calebem musiała odpowiadać na serie pytań na komendzie .W obecności swojego wuja .Pytali o wszystko .Wypuscili ją z tamtąd dopiero 2 godziny pózniej.
Zapadał juz zmierzch i dziewczyna postanowiła szybko wracać do domu (nie chciało jej sie czekać na wujka ktory miał jeszcze chyba nawet dyżur nocny) 
Szła przez las i cisza wręcz dzwoniła jej w uszach .Było na prawdę ciemno i musiała się skupić aby nie potknąć sie o jakąś gałąź czy wystający korzeń .Gdy dochodziła juz do kraju ścieżki zobaczyła jakąś postać .Stała pod drzewem w niedbałej pozie opierając sie o korę .
Kim w pierwszym odruchu chciała spytać kim jest ale stwierdziła ze bezpieczniej będzie jednak przejść obok .Jak na ironię przypominała jej sie mantra którą słyszała od nieznajomych matek które pouczają swoje małe pociechy które dopiero poznają to piekło które szczęśliwi ludzie nazywają życiem .'Pamietaj kochanie nie rozmawiaj z nieznajomymi '
Blondynka nienawidziła swojego życia .Wiele razy chciała juz zakończyć to piekło które zafundowali jej ludzie .
"Nauczyłem się umierać w sobie " 
ten cytat polskiego zespołu Coma w pełni pasował do nastolatki .Z resztą jak cała ta piosenka tegoż zespołu "Sto tysięcy jednakowych miast" uwielbiała ją .
Starała sie iść jak najciszej ale postać ją zauważyła .
-Masz działkę ?-usłyszała słaby głos obok swojego ucha .
Przyjrzała sie postaci -mimo ze nie znała tej dziewczyny juz wiedziała ze jest w tym bagnie w którym Kim tez tkwiła od 4 lat .
Popatrzyła na nią smutno -Nie mam- dziewczyna nagle szarpnęła sie do przodu i chwyciła Crawford za włosy -Nie kłam kurwa ,wiem ze masz !!!!!!!!!- wrzasnęła i pociągnęła Kim za włosy .
Dziewczyna upadła na ziemie ale tamta dalej ją trzymała .Kim juz wiedziała ze tamta jest na głodzie .
Ona tez była .Nie dała sobie w żyłę od 4dni .Hera sie jej skończyła .Musiała skombinować lewe recepty .Do następnego sezonu był jeszcze szmat czasu a blondynka wiedziała ze zeby na nim byc bedzie musiałaby  uciec z domu .Bo przecież wuj jej nie puści .
Uścisk tamtej troche zelżał i ona to wykorzystała ,chwyciła ją za przegrub dłoni i wykręciła boleśnie .Tamta zawyła z bólu i pościła włosy a Kim nie zastanwiając sie długo zaczęła biec na oślep ścieżką.







*Kim zamknęła swój pamietnik-patrz post 22 (ten post 22 to był wpis do pamiętnika Crawford ale tez i moje uczucia i ujawniłam wam tez troche co we mnie siedzi .) mam nadziję ze nie macie mi za złe tego

środa, 13 maja 2015

post 22

Ona : Życie jest podłe. Nie daję rady,wszystko mnie przytłacza.
Mimo, że posiadam silną depresję to mam również socjofobię. Jest to strach przed ludźmi, przed całym społeczeństwem. Głupie to, prawda? Nie lubię ludzi, przerażają mnie. Nie lubię szkoły. Tak, wiem wszyscy jej nie lubią, ale ja nie lubię jej w trochę inny sposób. Mam dużo problemów w szkole, przez to że się boję. Boję się nauczycieli, boję się uczniów, boję się ich opinii o mnie, boję się jak na mnie patrzą, jak o mnie mówią.
Lubicie dzieci? Ja je kocham! Oczywiście mordować, żeby nie było. 

Miałam okazje spędzić dzisiaj, krótką chwilę z "przecudownymi" dziećmi. Uwaga, staram się nie używać słów typu "gówniarz", "bachor", co jest strasznie dla mnie trudne, więc trzymajcie kciuki. Ta chwila trwała nie całe 30 minut, ale w tak krótkim czasie chciałam zrobic z tym dziećmi tyle rożnych rzeczy .Zaczynając od zwykłego nacinania skóry, posypując ją solą, aż po odcinanie kończyn i oblewanie ciała kwasem!
Dobrze ze nikt tego nie przeczyta !.
Lubię kolory ale moje zycie jest czarno-białe .

"Dlaczego czarno-biały? Przecież świat jest pełen kolorów!", pewnie tak myślisz, hm? Odpowiem na to pytanie. Wyjrzyj przez okno, co widzisz? Widzisz zielone drzewa, auta o różnej barwie, bloki i domy kolorowe, nawet każda osoba, którą zauważysz jest inaczej ubrana, a to wszystko wydaje się pełne życia. Zaś mój punkt widzenia jest troszkę inny. Ja widzę drzewa, które usychają lub zostają ścinane, one są szare. Widzę samochody jeżdżące bez celu, też są szare. Widzę ludzi, niby żywi i kolorowi, ale każda żyje we własnym świecie, nie zauważając cierpienia innych, więc też są szarzy. Widzę budynki, każdy stoi samotnie bez ruchu i bez życia, wszystkie są szare


Uznasz, że może jestem daltonistką i nie odróżniam kolorów, ależ ja je odróżniam i to doskonale! Weźmy na przykład kolor czerwony. Szkarłatna czerwień, jaka ona jest piękna! Wszędzie mogę dostrzec czerwień! Na przykład w drzewach, ktoś będzie próbował ściąć drzewo i nie chcący odetnie sobie rękę! Ha! Wtedy jest pełno czerwieni! Dość, że drzewo będzie czerwone to człowiek również! Albo samochody... Wypadek... Ach! Czerwień! Wszędzie czerwień, a w szczególności w środku auta. Sami ludzie są w sobie czerwoni. Mogłabym, podejść do kogoś z nożem i go dźgnąć. Wtedy też będzie czerwień! Dużo czerwieni!  Krew...

Ten życiodajny płyn jest piękny! N Ależ z mojej perspektywy jest piękny .Wszystko jest szare, ale nie krew. Krew jest czerwona. To jedyny kolor, który odróżniam i którego pragnę. Wyobraź sobie ranę, a z tej rany, powolutku, strumyczkiem wypływa czerwona krew. Poczuj jak ta krew spływa i delikatnie otula Twoją skórę, dodając jeszcze delikatne mrowienie dochodzące ze świeżej rany. Wspaniałe uczucie!
NIKT NIGDY NIE WEŹMIE TEGO ZESZYTU DO RĄK!!!! 
Jest to zwykły zeszyt moze ma z 90 kartek .Okładka jest zwyczajna.CZERWONA 
Teraz biorę żyletkę i juz wiesz co się stanie prawda???
Zamykam zeszyt i zaczynam się histerycznie śmiać .Jestem pojebana .
Pewnie juz dzwonisz na policję ze w sieci jest jakaś wariatka .