Ale chłopak ani nie pracował przy budowie owych piramid ani tez nie przebywał w 40 stopniowym ukropie w Dolinie Królów.przebywał on w budce telefonicznej niedaleko swojego liceum.
Zamkną oczy .Myśli wirowały mu w głowie a szczególnie jedna głośno krzyczała a mianowicie ODEBRAŁA!!!!! W tej chwili gotów był polecieć choćby na Marsa!
Parsknął nieskontrolowanym śmiechem.
On który zawsze był tajemniczy .Ostry,wymagający ,perfekcyjny.
Zawsze pojawiał się bez szelestu.
Cichy.Nienagannie ubrany.Gotów na rozkazy.Zimny. Nie poznawał są siebie. Jak to się stało,że zrobił coś takiego.
Teraz stojąc na przeciwko wejścia do liceum począł to znajome ssanie w żołądku.To był jego strach.Nie wiedział co się dzieje z jego ciałem,nie rozumiał tego do końca. Zamkną oczy aby się powoli uspokoić. Wysłał esemesa do Jerrego aby upewnić się ze w szkole jest tylko ona. Odpowiedz dostał aż nazbyt długą
"Tak tylko ona,ale co ci do głowy strzeliło?! Co ty kombinujesz człowieku?"
Postanowił odpisać "wystarczyło tylko coś w stylu 'tak tylko ona ' a nie całe zdanie." Wysłał
Może i było to kąśliwe jako uwaga ale cóż.On juz taki był.Oczekiwał tylko konkretnych odpowiedzi które jak dla niego mogły zamknąć się tylko w 5 słowach.Mało mówił tak jak ojciec .Kiedyś gdy był jeszcze mały miał może 4-5 lat i szedł z tatą do sklepu.W pewnej chwili zapytał ot tak z dziecięcą ciekawością "tatko a czemu ty tak mało mówisz?" Uzyskał wtedy taką odpowiedz "Mówię tyle ile trzeba i kiedy trzeba" *
Do powrotu do domu nie odezwał się ani słowem.
A teraz podszedł do drzwi za którymi znajdowały się sale:biologiczna, matematyczna ,językowa ,historyczna,polonistyczna,hala do zajęć sportowych ,aula .Na piętrze biblioteka ,sala chemiczna,informatyczna (a nawet 2), sala do wosu ,pracownia techniczna ,plastyczna ,gabinety psychologa ,logopedy i dyrekcji .
Położył rękę na klamce chcąc otworzyć drzwi .Lecz nagle cofną ją jak gdyby poraził go prąd.Nie ,nie mógł tego zrobić! Przeciez ona nawet nie będzie go słuchać! Ona go nienawidzi za to,ze strzelił do jej wujka. I ma pełne prawo.
Przeprosił ją tam wtedy w tej sali kiedy przeszła. Przepraszał ją potem jeszcze tysiące razy.W myślach,we śnie.Ileż to razy kiedy był w szpitalu podnosił słuchawkę i chciał dzwonić .Czy też brał telefon do ręki i chciał ją przeprosić za pomocą esemesa. Ale te próby przeproszenia jej spełzały na niczym.I kończyło się to zawsze tym samym.Przepraszał ją w myślach często tez we śnie.Ale tylko raz wtedy gdy była z nim ,gdy stała przy oknie przeprosił ją realnie.
Wiedział jednak ,że nie wystarczy przeprosić jej raz.Musiałby ją przepraszać dzień po dniu przez całe lata.A nie był pewien czy podołałaby temu.
Teraz stojąc przed wejściem do budynku zdecydował ,że musi to zrobić! Nie było juz odwrotu.
Nacisną klamkę a drzwi ustąpiły lekko
.
ONA: To powoli przestawało ją bawić.Ta cała absurdalna sytuacja. Cisza dzwoniła w jej uszach .I na dodatek nikogo nie było w całej szkole! Tylko ona jedna!
Sprawdziła to dokładnie przeczesując każdy zakamarek tej budy. Coś było nie tak .
Chciała iść do domu ale "coś" ją powstrzymywało.Intuicyjnie czuła ,że to nie koniec że coś się jeszcze tego dnia wydarzy. Coś czego ona podświadomie nie chciała.
Kiedyś jako dziecko zastanawiała się co to jest strach . Szukała w książkach definicji ,czytała w Internecie,pytała ojca,nauczycieli w szkole ,sąsiadów ba nawet księdza na katechezie i nic.Nikt nie umiał jej tego racjonalnie wyjaśnić.Nawet tata! Bo ona jako dziecko wierzyła ze jej ojciec wie dużo więcej niż jej nauczyciele w szkole.
Ale nie mogło jej zadowolić byle jakie tłumaczenie.Ona chciała jasnych ,rzeczonych informacji.Nie bajek wyssanych z palca. Nie mógł jej na jej pytanie odpowiedzieć "bo tak jest i juz" . Kiedy pytała tatę o coś on musiał odpowiedzieć ustalonym przez nich obojga schematem.
1) jak on sam rozumie to o co ona pyta
2) poprzeć swoje racje jakimś zaufanym źródłem (by najmniej nie Internetem . Jakąś mądra encyklopedią czy słownikiem)
3) przedstawić swoje stanowisko (czy wierzy w to co jej przeczytał)
4) wysłuchać jak ona to interpretuje i czy w ogóle rozumie przeczytaną przez niego definicję .
Jesli nie zrozumiała bądź nie zinterpretowała wszystkie punkty musiał przerabiać od nowa .Krok po kroku.
Nawet teraz nie do końca wiedziała co to strach.Wiedziała tylko ze jest to coś co przeszkadza jej w życiu.Bo kiedy sie boimy nie myślimy racjonalnie.A ona nienawidziła ludzi którzy najpierw robią a potem myślą.
Wiedziała też, że to coś co ludzie nazywają strachem jest w mózgu.To ten narząd wytwarza te bodźce które sprawiają ze ktoś bądź coś nas przeraża .
Nagle zauważyła jakiś ruch .Ktoś otwierał drzwi. Obróciła sie i spostrzegła dziewczynę z parku.Tą która poprosiła ją o dragi.
Ciekawe czy tym razem też będzie chcieć? Przemknęło jej przez myśl.
Nie znała jej a mimo to nie czuła do niej sympatii.
Nie chciała absolutnie mieć w tym gównie w którym tkwiła mieć wspólnika.Zawsze działa sama.
Bo jeśli działasz zespołowo w tym bagnie to ponosisz srogie konsekwencje.
Miała przypadek ,że złapała ją policja .Była może piętnastolatką.Złapali ją,zawieźli na komendę.Chcieli nazwiska innych. Kiedy spokojnie tłumaczyła ze jest sam (była spokojna bo wcześniej mocno władowała sobie w kanał) nie uwierzyli jej.Wsadzali ją na 24 h do pudła
"Żebyś zmądrzała"
Tak powiedzieli . To była bujda .Chcieli ją przestraszyć żeby zaczęła sypać . Nie miała na kogo chyba ze sama na siebie.A nawet jakby miała to i tak by nie sypała.Bo w tym środowisku są gorsze rzeczy niż psy.
Jej rozmyślania przerwał głos tamtej dziewczyny stojącej na przeciw niej.
-cześć,masz działkę ?-spytała tamta .Włosy nie myte od wielu dni opadały na czoło.-Mam na imię Susan-dodała i rozciągnęła usta w czymś co mogło przypominać uśmiech.
Kim nie odezwała się.Sięgnęła do plecaka i stamtąd wyjęła woreczek z narkotykiem.Zauważyła ze oczka tamtej patrzą pożądliwie na biały proszek. Jest w ciągu ,pieprzona ćpunka. Na dobrą sprawę ona też nie była lepsza.
Rzuciła go w kierunku dziewczyny
-Ale strzykawki ci nie dam nie chce miec nic wspólnego z tobą,a tym bardziej twoich zarazków. Wynoś się!-warknęła.
Tamta popatrzyła na nią i nic nie mówiąc wyszła z pomieszczenia.
Co za ironia losu to klasa do chemii .Pomyślała blondynka i zapięła plecak.
ON: Sprawdzał każdą salę żeby ją znaleźć i pogadać o tym wszystkim co się stało.To było dla niego teraz cholernie ważne! Musiał to zrobić.
W tej chwili czuł się tak jakby zostało mu tylko te parę godzin życia i ze śmierć go obserwuje .Musiał z nią pogadać!!
Jednak bał się tego .On który według plotek krążących po mieście zabiłby z zimną krwią swoich rodziców i w ogóle wybił całe miasto przy pomocy Jerrego Martineza i Brodiego Carlson a po wszystkim zabiłby tez pewnie ich.
Usłyszał naraz muzykę,słowa.Skręcił i pobiegł w górę schodami,potem w prawo i teraz słyszał juz wyraźnie tekst piosenki .Zatrzymał się aby ochłonąć.Czuł się jakby przebiegł maraton n 800 metrów ścigając się przy tym co najmniej z mistrzem świata. Zatrzymał się przed drzwiami do sali chemicznej .
"Niech sie durnie trują jadem" usłyszał tekst piosenki.Nie wiedział,że jest to kawałek tekstu piosenki zespołu Coma pt "Los cebula i krokodyle łzy" .Otworzył drzwi,zobaczył ją siedzącą w ławce na końcu środkowego rzędu.W ten sposób miała widok na całą klasę.
Jej blond włosy były związane w koński ogon . Odwróciła się w jego stronę.
Poczuł że czas sie zatrzymał.
Była tylko ta chwila. Piosenka na jej smartphonie sie zmieniła i miał teraz okazję usłyszeć inne słowa
"Zapomniałem,że od kilku lat wszyscy giną jakby nigdy ich nie miało być.W stu tysiącach jednakowych miast giną jak psy"
Usłyszał ten sam głos co poprzednio i domyślił się,że to ta sam osoba śpiewa.Poparzył na nią.Nic nie mówiła,czekała na jego ruch.
Przeszywała go wzrokiem swych lodowato błękitnych oczu.Nigdy jeszcze nie widział tak zimnego spojrzenia. Jakby było wyzute z wszelkiego życia. Milczenie trwało zbyt długo.Usiłowała się czegoś dowiedzieć.Nie ufała mu.Oceniała ryzyko jakie sobą przedstawiał.Lustrowała go wzrokiem jakby chciała wniknąć do jego mózgu.
Przełkną ślinę .Musi jej teraz to powiedzieć!
-Ja chciałem pogadać -jego głos rzecz jasna nie brzmiał tak pewnie jakby sobie tego życzył
-To mów,ja nie mam ci nic do powiedzenia-stwierdziła zimno i wbiła w niego ostre spojrzenie.
-Przepraszam Cię za to co sie stało -gdy to powiedział podszedł do okna .Otworzył i kiedy poczuł powiew wiatru na twarzy wrócił jego spokój.Chociaż po części.
Spodziewał się wszystkiego ale nie tego co usłyszał z ust blondynki
-Kurwa mać.
Parsknął nieskontrolowanym śmiechem.
On który zawsze był tajemniczy .Ostry,wymagający ,perfekcyjny.
Zawsze pojawiał się bez szelestu.
Cichy.Nienagannie ubrany.Gotów na rozkazy.Zimny. Nie poznawał są siebie. Jak to się stało,że zrobił coś takiego.
Teraz stojąc na przeciwko wejścia do liceum począł to znajome ssanie w żołądku.To był jego strach.Nie wiedział co się dzieje z jego ciałem,nie rozumiał tego do końca. Zamkną oczy aby się powoli uspokoić. Wysłał esemesa do Jerrego aby upewnić się ze w szkole jest tylko ona. Odpowiedz dostał aż nazbyt długą
"Tak tylko ona,ale co ci do głowy strzeliło?! Co ty kombinujesz człowieku?"
Postanowił odpisać "wystarczyło tylko coś w stylu 'tak tylko ona ' a nie całe zdanie." Wysłał
Może i było to kąśliwe jako uwaga ale cóż.On juz taki był.Oczekiwał tylko konkretnych odpowiedzi które jak dla niego mogły zamknąć się tylko w 5 słowach.Mało mówił tak jak ojciec .Kiedyś gdy był jeszcze mały miał może 4-5 lat i szedł z tatą do sklepu.W pewnej chwili zapytał ot tak z dziecięcą ciekawością "tatko a czemu ty tak mało mówisz?" Uzyskał wtedy taką odpowiedz "Mówię tyle ile trzeba i kiedy trzeba" *
Do powrotu do domu nie odezwał się ani słowem.
A teraz podszedł do drzwi za którymi znajdowały się sale:biologiczna, matematyczna ,językowa ,historyczna,polonistyczna,hala do zajęć sportowych ,aula .Na piętrze biblioteka ,sala chemiczna,informatyczna (a nawet 2), sala do wosu ,pracownia techniczna ,plastyczna ,gabinety psychologa ,logopedy i dyrekcji .
Położył rękę na klamce chcąc otworzyć drzwi .Lecz nagle cofną ją jak gdyby poraził go prąd.Nie ,nie mógł tego zrobić! Przeciez ona nawet nie będzie go słuchać! Ona go nienawidzi za to,ze strzelił do jej wujka. I ma pełne prawo.
Przeprosił ją tam wtedy w tej sali kiedy przeszła. Przepraszał ją potem jeszcze tysiące razy.W myślach,we śnie.Ileż to razy kiedy był w szpitalu podnosił słuchawkę i chciał dzwonić .Czy też brał telefon do ręki i chciał ją przeprosić za pomocą esemesa. Ale te próby przeproszenia jej spełzały na niczym.I kończyło się to zawsze tym samym.Przepraszał ją w myślach często tez we śnie.Ale tylko raz wtedy gdy była z nim ,gdy stała przy oknie przeprosił ją realnie.
Wiedział jednak ,że nie wystarczy przeprosić jej raz.Musiałby ją przepraszać dzień po dniu przez całe lata.A nie był pewien czy podołałaby temu.
Teraz stojąc przed wejściem do budynku zdecydował ,że musi to zrobić! Nie było juz odwrotu.
Nacisną klamkę a drzwi ustąpiły lekko
.
ONA: To powoli przestawało ją bawić.Ta cała absurdalna sytuacja. Cisza dzwoniła w jej uszach .I na dodatek nikogo nie było w całej szkole! Tylko ona jedna!
Sprawdziła to dokładnie przeczesując każdy zakamarek tej budy. Coś było nie tak .
Chciała iść do domu ale "coś" ją powstrzymywało.Intuicyjnie czuła ,że to nie koniec że coś się jeszcze tego dnia wydarzy. Coś czego ona podświadomie nie chciała.
Kiedyś jako dziecko zastanawiała się co to jest strach . Szukała w książkach definicji ,czytała w Internecie,pytała ojca,nauczycieli w szkole ,sąsiadów ba nawet księdza na katechezie i nic.Nikt nie umiał jej tego racjonalnie wyjaśnić.Nawet tata! Bo ona jako dziecko wierzyła ze jej ojciec wie dużo więcej niż jej nauczyciele w szkole.
Ale nie mogło jej zadowolić byle jakie tłumaczenie.Ona chciała jasnych ,rzeczonych informacji.Nie bajek wyssanych z palca. Nie mógł jej na jej pytanie odpowiedzieć "bo tak jest i juz" . Kiedy pytała tatę o coś on musiał odpowiedzieć ustalonym przez nich obojga schematem.
1) jak on sam rozumie to o co ona pyta
2) poprzeć swoje racje jakimś zaufanym źródłem (by najmniej nie Internetem . Jakąś mądra encyklopedią czy słownikiem)
3) przedstawić swoje stanowisko (czy wierzy w to co jej przeczytał)
4) wysłuchać jak ona to interpretuje i czy w ogóle rozumie przeczytaną przez niego definicję .
Jesli nie zrozumiała bądź nie zinterpretowała wszystkie punkty musiał przerabiać od nowa .Krok po kroku.
Nawet teraz nie do końca wiedziała co to strach.Wiedziała tylko ze jest to coś co przeszkadza jej w życiu.Bo kiedy sie boimy nie myślimy racjonalnie.A ona nienawidziła ludzi którzy najpierw robią a potem myślą.
Wiedziała też, że to coś co ludzie nazywają strachem jest w mózgu.To ten narząd wytwarza te bodźce które sprawiają ze ktoś bądź coś nas przeraża .
Nagle zauważyła jakiś ruch .Ktoś otwierał drzwi. Obróciła sie i spostrzegła dziewczynę z parku.Tą która poprosiła ją o dragi.
Ciekawe czy tym razem też będzie chcieć? Przemknęło jej przez myśl.
Nie znała jej a mimo to nie czuła do niej sympatii.
Nie chciała absolutnie mieć w tym gównie w którym tkwiła mieć wspólnika.Zawsze działa sama.
Bo jeśli działasz zespołowo w tym bagnie to ponosisz srogie konsekwencje.
Miała przypadek ,że złapała ją policja .Była może piętnastolatką.Złapali ją,zawieźli na komendę.Chcieli nazwiska innych. Kiedy spokojnie tłumaczyła ze jest sam (była spokojna bo wcześniej mocno władowała sobie w kanał) nie uwierzyli jej.Wsadzali ją na 24 h do pudła
"Żebyś zmądrzała"
Tak powiedzieli . To była bujda .Chcieli ją przestraszyć żeby zaczęła sypać . Nie miała na kogo chyba ze sama na siebie.A nawet jakby miała to i tak by nie sypała.Bo w tym środowisku są gorsze rzeczy niż psy.
Jej rozmyślania przerwał głos tamtej dziewczyny stojącej na przeciw niej.
-cześć,masz działkę ?-spytała tamta .Włosy nie myte od wielu dni opadały na czoło.-Mam na imię Susan-dodała i rozciągnęła usta w czymś co mogło przypominać uśmiech.
Kim nie odezwała się.Sięgnęła do plecaka i stamtąd wyjęła woreczek z narkotykiem.Zauważyła ze oczka tamtej patrzą pożądliwie na biały proszek. Jest w ciągu ,pieprzona ćpunka. Na dobrą sprawę ona też nie była lepsza.
Rzuciła go w kierunku dziewczyny
-Ale strzykawki ci nie dam nie chce miec nic wspólnego z tobą,a tym bardziej twoich zarazków. Wynoś się!-warknęła.
Tamta popatrzyła na nią i nic nie mówiąc wyszła z pomieszczenia.
Co za ironia losu to klasa do chemii .Pomyślała blondynka i zapięła plecak.
ON: Sprawdzał każdą salę żeby ją znaleźć i pogadać o tym wszystkim co się stało.To było dla niego teraz cholernie ważne! Musiał to zrobić.
W tej chwili czuł się tak jakby zostało mu tylko te parę godzin życia i ze śmierć go obserwuje .Musiał z nią pogadać!!
Jednak bał się tego .On który według plotek krążących po mieście zabiłby z zimną krwią swoich rodziców i w ogóle wybił całe miasto przy pomocy Jerrego Martineza i Brodiego Carlson a po wszystkim zabiłby tez pewnie ich.
Usłyszał naraz muzykę,słowa.Skręcił i pobiegł w górę schodami,potem w prawo i teraz słyszał juz wyraźnie tekst piosenki .Zatrzymał się aby ochłonąć.Czuł się jakby przebiegł maraton n 800 metrów ścigając się przy tym co najmniej z mistrzem świata. Zatrzymał się przed drzwiami do sali chemicznej .
"Niech sie durnie trują jadem" usłyszał tekst piosenki.Nie wiedział,że jest to kawałek tekstu piosenki zespołu Coma pt "Los cebula i krokodyle łzy" .Otworzył drzwi,zobaczył ją siedzącą w ławce na końcu środkowego rzędu.W ten sposób miała widok na całą klasę.
Jej blond włosy były związane w koński ogon . Odwróciła się w jego stronę.
Poczuł że czas sie zatrzymał.
Była tylko ta chwila. Piosenka na jej smartphonie sie zmieniła i miał teraz okazję usłyszeć inne słowa
"Zapomniałem,że od kilku lat wszyscy giną jakby nigdy ich nie miało być.W stu tysiącach jednakowych miast giną jak psy"
Usłyszał ten sam głos co poprzednio i domyślił się,że to ta sam osoba śpiewa.Poparzył na nią.Nic nie mówiła,czekała na jego ruch.
Przeszywała go wzrokiem swych lodowato błękitnych oczu.Nigdy jeszcze nie widział tak zimnego spojrzenia. Jakby było wyzute z wszelkiego życia. Milczenie trwało zbyt długo.Usiłowała się czegoś dowiedzieć.Nie ufała mu.Oceniała ryzyko jakie sobą przedstawiał.Lustrowała go wzrokiem jakby chciała wniknąć do jego mózgu.
Przełkną ślinę .Musi jej teraz to powiedzieć!
-Ja chciałem pogadać -jego głos rzecz jasna nie brzmiał tak pewnie jakby sobie tego życzył
-To mów,ja nie mam ci nic do powiedzenia-stwierdziła zimno i wbiła w niego ostre spojrzenie.
-Przepraszam Cię za to co sie stało -gdy to powiedział podszedł do okna .Otworzył i kiedy poczuł powiew wiatru na twarzy wrócił jego spokój.Chociaż po części.
Spodziewał się wszystkiego ale nie tego co usłyszał z ust blondynki
-Kurwa mać.
Bardzo dobrze napisany rozdział, gratulacje. Czasem tylko gubisz przecinki, ale nie jest to zbytnio uciążliwe, po prostu jestem lekko na tym punkcie przewrażliwiona. Ogólnie to spodziewałam się, że Kim zacznie się na niego wydzierać albo coś w tym rodzaju, a tu takie coś. Jestem ciekawa, co będzie dalej:)
OdpowiedzUsuńTylko jedna sprawa. Od kiedy do jakiegoś 'proszku' potrzebna jest strzykawka? I skąd do cholery ta cała Susan wzięła się w szkole, gdzie podobno Kim miała być sama?
Czekam na kolejny:) I przy okazji zapraszam do siebie na nowość >> http://make-me-heart-attack.blogspot.com/
L x
Łohoho się dzieje. Kim miała być chyba w szkole sama, a tu zjawia się jakaś Susan. (to ta dziewczyna z lasu, nie?). Ciekawi mnie kto to i w jakim stopniu wkroczy w życie Kimberly. Bo po tak nagłym, bezszelestnym wtargnięciu do budynku musi to zrobić.
OdpowiedzUsuńDoszukałam się paru literówek, zgubionych przecinków - ale to mało znaczące błędy, sama też często je popełniam. Co do treści, mogę ci tylko oddać głęboki pokłon. Widać znaczną poprawę od poprzedniego rozdziału, rozwijasz się :)
Z niecierpliwością czekam na następną notkę xx