poniedziałek, 6 czerwca 2016

Post 35

On: Fratellanza miała kodeks dotyczący zabójstw.Do diabła w tej rodzinie obowiązywało mnóstwo kodeksów-niewykluczone,że jeden z nich dotyczył wypróżniania-i traktowali je bardzo poważnie,choć do zabojstw podchodzili ze szczególną powagą.Pierwsza zasada brzmiała: Nie zabijesz człowieka w towarzystwie jego rodziny,chyba,że zapadnie się pod ziemię i nie pozostawi ci wybóru.Pod tym względem Jack czuł się bezpieczny .Kolejna-druga zasada głosiła jednak,że nie można zabić żony,dzieci czy matki mężczyzny,by dobrać mu się do skóry.Każdy zabójca który ją złamał,sam kończył rychłą śmiercią z rąk swoich pracodawców.Jack miał nadzieję,że przekona Vince Diocentiziana ,iż Frank Vercasa był szczególnym przypadkiem.Na wypadek gdyby jednak wuj Vince nie chciał słychać tłumaczeń,Jack zaopatrzył się w plastik gotów wysadzić siebie i całą restaurację do której zmierzał.Broni nie miał,wiedział bowiem,że jeśli będą chcieli się go pozbyć,zaraz po wejściu do budynku osaczą go i odbiorą mu broń.
Jack nie był pewnien czy przeżyje eksplozję.Jesli miałby do wyboru znaleźć się w samym środku eksplozji albo pozwolić,by banda mądrali jego wuja wpakowała w niego kilkaset kul i wyrzuciła go do zatoki.....wolał pierwszą opcję.
Kiedy w ubiegłą środę dopadł Vercasa ten był w swojej posesji.Młody Brewer wdarł się na nią od tyłu ,pokonując ceglany mur oddzielajacy posiadłość Vercasa od domu sasiada.Podchodząc bliżej dostrzegł Franka i kilka osób na patio przy basenie piekących grilla-czy poza Kalifornią ktokolwiek piekł indyka na ruszcie? Oni również go dostrzegli .Ochroniarze rodziny chwycili broń,więc on nie miał zbytniego wyboru i sięgnął po uzi , zasypał całe patio gradem pocisków,zabijając nie tylko Franka ale i kobietę po 40,która była zapewne czyjąś żona i starszą panią,bez wątpienia czyjąś babcię.
Trzask.
Trzask.
Trzask.
Trzask.
Pozostali goście wrzeszczeli w niebogłosy,i w panice szukali schronienia .Jack wspiął się spowrotem na ceglany mur i wskoczył na posesję sasiada na której na szczęście nie było nikogo.Kiedy był już na ulicy grupa Latynosów w domu Vercasa otworzyła do niego ogień.Cudem przeżył.
Kiedy jednak wszedł do restauracji zastał w niej nie wuja lecz zaufanego rodzinnego capo Romaine Dicaniziana który odpowiadał tylko przed samym donem Vince Diocentizianem.
Romaine przypominał mu wiewiórkę z gębą wypchaną klopsikami ,kiedy powiedział mu wszystko tamten był wręcz uradowany.Twierdził,że wuj jest pełen uznania i dumy i,że juz powiadomił Jonathana Brewera o sukcesie jego syna.
Gdy usiedli tamten uraczył Jacka wartym trzysta dolarów cabernet sauvignon.
Jack poruszając temat zamordowanych kobiet był zestresowany jednak tamtem po wysłuchaniu jego słów odparł
-Posłuchaj ,wiedzieliśmy,że tak będzie,to nie była prosta sprawa.Przy czymś takim można łamać zasady.Poza tym to nie nasi ludzie zgineli.To cholerni Latynosi którzy uciekli z Meksyku.Nie ma tu dla nich miejsca.Ale skoro sami się pchają do tego biznesu nie mogą oczekiwać,że my bedziemy grać zgodnie z zasadami.-Zakończył i posłał mu uśmiech w postaci grymasu.
Spokojny już brunet wyszedł w połowie lunchu do toalety i wyłączył detektor.
Miał udać się teraz wraz z tymi mężczyznami do domu swojego wuja na rozmowę.
Vince Diocentiziana -szanowany człowiek we własnej rodzinie,budzący grozę don mafijnej rodziny Diocentiziana trzymający rękę na hazardzie,handlu bronią,narkotykami,lichwiarstwie,
prostytucji ,pornografii i innych rodzajach przestępczości zorganizowanej w San Francisco-był mierzącym metr osiemdziesiąt mężczyzną a jednocześnie wujem młodego Jacka.Jego ojciec zmienił nazwisko z powodów osobistych lecz dla brata był w stanie zabić każdego i tak też wychował Jacka by był bezwzględnie posłuszny wujowi.
Kiedy chłopak spojrzał w oczy wuja,oczy które przypominały gadzie:beznamiętne,zimne,czujne i przenikliwe od razu przywiodły mu na myśl spojrzenie Victorie  .Córkę Vince Diocentiziana i jego ulubioną kuzynke.
Kiedy odezwał się do Jacka ten musiał się powstrzymać by nie podskoczyć ze strachu.
-Prawda że nasze miasto jest piękne?-spytał machając ręką w stronę okna i z uśmiechem spoglądając na zbocza.
Chłopak przypuszczał,że wuj uśmiecha się do swojego ukochanego miasta jakim było San Francisco.W uśmiechu tym nie było radości czy czułości.Chciwość była w nim tylko chciwość.
-Powiedz mi czego oczekujesz ode mnie w zamian?-spytał przenosząc wzrok z okna spowrotem na siedemnastolatka.
-Niczego ,ostatnim razem chojne wynagrodzenie otrzymałem.
-Wszyscy dostajemy wynagrodzenia za naszą pracę.Ale chodzi mi raczej o to jakie informacje chciałabyś może uzyskać.-Chłopiec zastanawiał się przez chwilę nad jego słowami a potem odparł-Potrzebuję adresu pewnej osoby.Sprawy osobiste -dodał.
-Przysięgasz,że człowiek którego szukasz nie jest z żadnej z rodzin?
-Przysięgam
-Ta egzekucja nie może być w żaden sposób łączona z naszą rodziną .
-Przysięgam wuju.
-Ale zanim podam ci namiary chcę bys wykonał dla mnie kolejne zadanie.Jest to człowiek który sądzi,iż nie mogą go ruszyć bo ma koneksje w świecie prawniczym i jest strzeżony.Nazywa sie Nicholas Reudigos.
-Z chęcią rozgniotę każdego kto ci przeszkadza-odparł Jack -I tym razem nie wezmę pieniędzy.
-Jack nalegam abyś to zrobił.
-Proszę wuju pozwól wyświadczyć sobie przysługę.Będę bardzo rad.
Trwali w milczeniu jak gdyby  Diocentiziana rozważał jego słowa,ale Jack znał go już i wiedział,że takich słów właśnie oczekiwał-darmowego zlecenia w zamian za informację.
-Wiesz jestem szczęściarze.Gdziekolwiek nie spojrze ludzie chcą pracować dla mnie za darmo.-Na jego twarzy wykwitł obrzydliwy i straszny uśmiech.
-To nie szczęście .Zbierasz to co sam zasiałeś.Jeśli to jest uprzejmość to tylko dlatego ,że tak hojnie rozsypałeś jej ziarna.-obaj odwrócili się w stronę drzwi przez która weszła wysoka brunetka.Ubrana była w czarne dopasowane rurki z wysokim stanem ,czarny top i skórzaną kurtkę .
-Ah witaj Victoria,nie jesteś z mamą?-spytał mężczyzna siedzący na fotelu za biurkiem-przywitaj się z kuzynem,kultura wymaga nie uważasz?-odparł don.
-Dziewczyna kiwnęła głową w stronę Jacka a on odpowiedział jej tym samym.
Przechodzą do pokoju na pietrze.Jest tam ogromna biblioteka a na środku stoi stół do bilarda.Jack bierze w dłoń kij i uśmiecha się w stronę kuzynki stojącej przy regale.
-Partyjka? -dziewczyna patrzy na niego i wzdycha przeciagle -Nic się nie zmieniłeś Brewer ,nic a nic-rzuca ze śmiechem przy okazji odkładając wcześniej wyjęta książkę na miejsce.
-"Opowiesci o dwóch miastach"? -Jack patrzy na nią z zaciekawieniem.
-Tragedia i bohaterstwo,rewolucja francuska,gilotyny ścinanie głów.
To książka o wyższości jednostki nad tłumem i o tym,że życie człowieka jest ważniejsze niż rozwój mas.-Dziewczyna kończy swój wywód i podchodzi do jednej z komód znajdujących się w pomieszczeniu.Wyciąga z niej czarną skórzaną walizkę i kładzie na stole.

sobota, 30 kwietnia 2016

Post 34

Ona:Kiedy dostrzegła,że ludzie się schodzą w stronę domu Mackillanow podniosła się i także ruszyła w tamtym kierunku. Ciekawiło ją ile osób przyszło.Ale bardziej ciekawiło ją jak dużym echem odbije się jej pojawienie na osiemnastych urodzinach Davida Mackillana chłopaka którego kochała.Ale czy czas przeszły był w tej sytuacji trafnie użyty?
Czy raczej nie należałoby powiedzieć: kochała i kocha nadal? Osoba która nie znała Kim na tyle powiedziałaby,że przecież to juz przeszłość a poza tym jest teraz dziewczyną Jacka .Tak osoba użyła by więc czasu przyszłego słowa "kochać" .Jednak każdy medal ma dwie strony.
Można było by się kłócić o to czy uczucia Kim do tego chłopaka są nadal aktualne.
Choć aktualne to złe słowo.Aktualna może być gazeta,pogoda .Uczucia nie.
Kim była trudnym człowiekiem czego nie raz w swoim 17 letnim życiu już dowiodła. Miała wredny charakter.
Gdy jakiś autorytet mówi jej która jest godzina ona sprawdza to na własnym zegarku.
Doszła już do drzwi ale postanowiła odczekać jakiś czas.
Poprawiła swój czarny crop top ze złotą rosą u dołu.W ostaniej chwili w galerii stwierdziła,że przydałaby się jej jeszcze marynarka.Kupiła więc prostą czarną ze zlotymi zamkami na kieszeniach.W kieszeniach tej marynarki jednak nie mieściło się wiele albo ściślej mówiąc nic.Tak więc stała z torebką przewieszoną przez ramię i torebką prezentową w lewej dłoni.Nie wiedziała ile ludzi się tam pojawi,miała jednak nadzieję,że dużo.Im więcej twarzy w szoku tym lepiej.
On: Zaczynał się martwić.Nie odbierała telefonu.Dzwonił już 7 razy.Co się z nią do jasnej cholery mogło stać!?
Znika bez słowa.
Tak się nie robi.
Zwłaszcza wtedy gdy jest się z kimś w związku! Nie znika się tak sobie.To wbrew schematom !
Westchnął ciężko.To zaczynało go męczyć.Ta niepewność.
Czy przywita go z uśmiechem gdy się spotkają czy odepchnie jak najgorszego wroga.
Nigdy nie mógł przewidzieć jej reakcji.
Zamknął oczy.Miał wrażenie,że odpłyną.
Chciał ją teraz zobaczyć,usłyszeć jej głos.
Ale nie !
Właśnie wtedy gdy jej potrzebował ona zniknęła.To bolało .Cholernie.
Otworzył oczy.Musiał odreagować złość która przez niespełna 20 minut zdążyła się w nim nagromadzić. Wyszedł z domu idąc w tylko sobie znanym kierunku.
Ktoś patrzący na niego z boku pomyślałby,że chłopak idzie pobiegać. Po części by zgadł.
Jak to mówią zapaleni czytelnicy Harrego Pottera "dziesięć punktów dla Grifindoru "
Tak więc ktoś kto tak powiedział ma swoje dziesięć punktów i się cieszy ,Jack natomiast był wściekły.
Wściekły,rozżalony,smutny ,zły,
zmęczony,niewyspany,poirytowany.
Ale był też zaciekawiony po pierwsze tym gdzie jest blondynka a po drugie jak mu się z tego wytłumaczy?Co mu powie?
Czuł,że jego płucom brakuje już powoli tlenu.Zatrzymał się i pochylił lekko w przód ,opierając przy tym dłonie na kolanach.
Ona: Weszła
,dźwięki jej obcasów normalnie rozniosłby się po całej sali,ale teraz zagłuszała to muzyka The Doors. Uśmiechnęła się do siebie.David miał dobry gust muzyczny. Dostrzegła,że akurat odbierał prezent od ostatniej osoby.Postawiła dwa kroki w przód,muzyka ucichła i wszyscy obrócili głowy ku niej.
Podeszła do zaskoczonego chłopaka ignorując fakt,że szmery w około dotyczą jej osoby. Uśmiechnęła się delikatnie w jego kierunku jednocześnie wyciągając z za pleców prezent.
-Wszystkiego najlepszego -mówiąc to podała mu prezent.On patrzył na nią jak na przybysza z innej galaktyki .Rozbawiło ją to z lekka choć nie dała tego po sobie poznać.
-Kim!-wydawało jej się,że chłopak za raz zemdleje,jednak w momencie kiedy wziął ją w ramiona ta myśl zupełnie straciła na znaczeniu .Stali tak przez dobrą chwilę.Nic się nie liczyło.Blondynka chciała w tym momencie posiadać moc która pozwoliłaby pozbyć się reszty osób.
Niestety nie posiadała takiej.
Cóż każdego szkoda.
Rozmawiali długo,o wszystkim .W pewnym momencie David powiedział na wpół poważnie na wpół ironicznie
-Pamiętasz co mówiłem po moim egzaminie?
Pamiętała doskonała.Chciał zostać prokuratorem.
-Nie mogłem się doczekać kiedy skończę szkołę,studia ,kiedy wreszcie rozpoczne pracę.Nie mogłem się doczekać kiedy zostanę prokuratorem.Byłem gotów zmieniać świat.
Spojrzał Kim prosto w oczy
-Wielkie słowa, prawda?
-Jak to śpiewał De Gregori? Cercavi giustizia,incontrasti la legge.*
-Tak.Kiedy zaczynałem praktyki czułem się jak "anioł zemsty" .I niby dalej tak jest ale moj zapał nieco zdążył ostygnąć .-Chciała spytać czemu ale nie zdążyła,ktoś zawołał Davida.
Przez całą imprezę robili jedynie kilka rzeczy.
Pili.Rozmawiali.Tańczyli.Całowali się.
I może to ostatnie było początkiem zdrady .
W pewnym sensie zdradziła tylko jednego z nich.
Davidovi powiedziała prawdę.Gdy to usłyszał przez parę długich sekund patrzył na nią bez słowa.A ona choć nie wykonała żadnego ruchu zaczęła się bać.
Zaczęła mieć wątpliwości co do swojego pojawienia się w tym miejscu.W takim czasie.
Czasie gdy alkohol zabierał resztki świadomości.Kiedy zwalniały wszystkie hamulce.
Kiedy zaczęli się całować blondynce przemknęło przez głowę,że było tak za każdym razem kiedy znajdowała się z Davidem Mackillanem w jednym pomieszczeniu.Oboje tracili wtedy nad sobą kontrolę,ale jak widać było jemu nie przeszkadzało to zupełnie.
Piosenka zmieniła się akurat w momencie gdy skończyli się całować.
Jej życia było ostatnimi czasy jak monotonny czarno-biały film z teatralnie melancholijną ścieżką dźwiękową gdzie ponownie wybijał się Green Day i ich Boulevard of Broken Dreams.
Właśnie ta piosenka teraz została zagrana.
David patrzył na nią z taką intensywnością,że zaczęło jej się kręcić w głowie.A może to przez alkohol? W sumie wypili go całkiem sporo.Oni wypili we dwoje sporo.Jednak była osoba która wypiła znacznie więcej.
Kuzynka solenizanta .
Była drobną dziewczyną o nieregularnych rysach twarzy,rozognionym wzroku .Pisała doktorat z literatury skandynawskiej,znała trzy języki.Niedawno rzucił ją chłopak,więc upijała się z determinacją i metodycznie ,pijąc jedną wódkę za drugą.To był dobry sposób.Nie musiała płacić za ilość wypitych płynów i miała gwarancję,że ciotka ją przenocuje.Tak przynajmniej myślała Kim po rozmowie z dziewczyną.Rozmawiały niespełna 40 minut a tamta opowiedziała blondynce o swoim byłym,o swojej matce która niedawno zmarła i rzecz jasna o tym jak bardzo cierpi.
Kim nigdy nie była dobra jeśli szło o pocieszanie innych.
Kiedy więc tamta wybuchnęła płaczem,nie wiedziała co ma z nią zrobić.Przez kilka minut patrzyła po prostu jak tamta zalewa się łzami sprawiając przy tym ze makijaż zmienił miejsce położenia i spływał jej po policzkach.
Zaciągnęła zapłakaną dziewczynę do łazienki i kazała jej się ogarnąć.
Patrzyła obojętnie jak dziewczyna nadal zalewa się łzami.Ile można płakać??!
-Przestań się mazać-warknęła.Dziewczyna patrzyła na nią i ponownie wybuchnęła płaczem.
Kim przewróciła oczami.Wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Odnalazła w tłumie Davida ,rozmawiał z jakaś dziewczyną,zaczęła iść w ich stronę.
David dostrzegł ją i ledwo zauważalnie przewrócił oczyma.
Dziewczyna też ją dostrzegła i zaczęła się wycofywać co wywołało uśmiech na twarzy Kim.Kiedy stanęła z nim twarzą w twarz jej już nie było.
-Kto to był?-spytała lekko krzywiąc głowę.
-Będziesz mnie przesłuchiwać?-wybuchną śmiechem.Brakuje ci tylko klaustrofobicznego pomieszczenia i lampy weneckiej skierowanej prosto w moja moją twarz.
-Nie mam patentu z dobrym i złym gliną więc raczej nici z przesłuchania-odparła śmiertelnie poważnie.David znowu się zaczął się śmiać.Walnęła go lekko w ramię.
-Ej! Dziewczyna nie powinna bić swojego chłopaka-Ona jednak zignorowała jego jawną zsczepkę i pociągnęła go na parkiet.
Tańczyli do Davida Bowiego.Uśmiechnęła się widocznie przyjaciele chłopaka również preferowali taką muzykę.
Czas mijał szybko,żeby nie powiedzieć za szybko.
Wyszli na zewnątrz na chwilę.Kim postanowiła spytać jak się ma jego rodzina.Usłyszała,że żyje sam,ciocia często wyjeżdża.Pokusiła się spytać co się stało.
W odpowiedzi otrzymała nekrolog jego rodziny.Czyli żył tylko on i ciocia.
-Mam pytanie-patrzyła na niebo
-jakie?
-Skoro pozostali nie żyją to ile jeszcze ty zmierzasz??

*szukałeś sprawiedliwości,napotkałeś prawo





Hey,hey!!
Przepraszam,że nic nie było aż tak długo.
Wiem blogi zabija właśnie regularne pisanie! Zaczynasz pisać-zyskujesz tym samym czytelników a potem wrzucasz posty coraz rzadziej i tym samym czytelnicy odchodzą. Ja to wiem ale w ostatecznym rozrachunku co z tego!? To,że wiem ale tego nie robię.To świadczy tylko o mnie.Wybaczcie.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Post 33

ONA: Tego dnia pogoda była paskudna.Na peronie zadziwiająco dużo ludzi. Prawie sami dorośli.
Skrzyżowała ręce na piersiach i patrzyła na rampę przy torze 3 na peronie 8. Postawiła krok w przód.Jeden,drugi i trzeci.Była blisko.Blisko celu.
-Co pani robi? Proszę się odsunąć! -głos mężczyzny wnikał do jej mózgu słowo po słowie.
Posłusznie się postawiła dwa kroki w tył.Jednak wciąż była na tyle blisko by skoczyć.
Nie to ,że miała taki zamiar,te czasy już minęły -wszyscy myśleli ,że na dobre. Tego czego doświadczyła blondynka nie życzy się nawet największemu wrogowi. Kiedy przyjechała do Dortmundu z ojcem i siostrą nie zdawała sobie sprawy ,że skwar jaki wtedy był odczuwalny przy 38 stopniach  w cieniu jest niczym w porównaniu z tym co ją czeka.
To miało być ich lato.Tylko ona i jej ojciec.Cały czas razem.Mieli jeździć konno ,pływać.Wszystko mieli robić razem.Ale los sobie z niej zakpił .(Nie po raz pierwszy z resztą)  .
Kiedy Emily wróciła do domu z internatu tego przeklętego 20 czerwca ,Kim już wiedziała ,że jej  plany ulegną zmianie o 360 stopni.
Wróciła do domu po zakończeniu roku z uśmiechem na ustach.Jednak kiedy przekroczyła próg ich mieszkania uśmiech zamienił się w grymas.Ojciec siedział z Emily przy stole i ją przytulał gładząc jej blond włosy.Blond włosy teraz ścięte na krótko.Kim patrzyła na nich nic nie mówiąc.A ojciec spokojnym i ciepłym głosem uspokajał roztrzęsioną wówczas 14 latkę.
Nie zwracając na nich uwagi poszła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko.Była wściekła.
Jej siostra zawsze zwiastowała kłopoty.Mieszkała w internacie oddalonym od ich mieszkania o jakieś 1,5h .Nie przychodziła na szczęście często.Wiedziała co może ją spotkać jeśli zastanie Kimberly samą.Jeszcze 4 miesiące temu mieszkali razem we troje.Ale po tym jak Kim pobiła ją dotkliwie Emily wylądowała w szpitalu.Wtedy ojciec próbował zmusić swoją starszą córkę do tego by weszła na oddział i przeprosiła siostrę.Nie zrobiła tego ,kiedy usłyszała z ust ojca ,że ma przeprosić  śmiała mu się w twarz.
Po wyjściu Emily ojciec zdecydował o umieszczaniu jej w akademiku by więcej nie musieć oglądać widoku Kimberly podczas przesłuchania.
Ojciec przyszedł do niej parę godzin później mówiąc ,że Emily w nagrodę za bardzo wysoką średnią ocen pojedzie z nimi,gdy to powiedział wyszedł.Ona patrzyła na drzwi za którymi zniknął z niedowierzaniem .Jej siostra jak gdyby nic się nie stało weszła do jej pokoju z dwoma walizkami i wygodnie rozłożyła się na jej łóżku.Kim zacisnęła ręce w pięść.Emily oczywiście zaczęła opowiadać o tym jak to teraz mieszka ich matka, co ma nowego.Kiedy 15 lat temu Kim została oddana ojcu Emily została z matką i jej  partnerem wtedy jeszcze nie Jonathanem Brewerem ,za nim na niego trafiła miała wielu mężczyzn . Jednak po jakimś czasie opieka nad córką zaczęła jej ciążyć .Zadzwoniła więc do Kevina i oznajmiła ,że odda mu również drugą córkę.Nie miał wyjścia jak tylko się zgodzić.
Gdy 21 czerwca wyjechali do Dortmundu nikt z nich nie przypuszczał ,że zapamiętają te 3 tygodnie jako najgorsze co się może zdarzyć.
Davida i Matta dziewczyny poznały w pubie do którego poszły wieczorem.
Byli rodzeństwem.David był wysokim brunetem o zielonych oczach .Matt natomiast był o kilka centymetrów niższym od swojego brata blondynem o również zielonych oczach. Tego wieczoru w pubie był jeszcze on.Jack Brewer przyjechał do Dortmundu do swojego przyjaciela.Od nie pamiętnych czasów przyjaźnili się z Mattem.Natomiast Davida starał się ignorować.Kiedy trójka młodych chłopaków zobaczyła siostry Crawford byli trochę jak spacyfikowani.Emily na ten widok zaczęła się śmiać a Kim wywróciła tylko oczami z politowaniem. Od zawsze wszyscy patrzyli na Emily z uwielbieniem ,kto ją zobaczył po prostu tonął w jej niebieskich oczach.Tak nie było wątpliwość ,podobała się płci przeciwnej. Dostrzegła wtedy że tylko brunet o zielonych oczach nie pożera jej siostry wzrokiem.Patrzył natomiast na nią.
Dziewczyny usiadły przy stoliku .A jej siostra zaczęła poprawiać swoją krótką białą spódniczkę i ciemno czerwony top bransoletki na jej ręce zadzwonił dźwięcznie gdy poprawiała włosy.
Kim po raz drugi tego wieczoru przewróciła oczami i bezwiednie poprawiała wkrętki tkwiące w jej uszach.
Była ubrana w czarną sukienkę której tył był trochę dłuższy niż przód,na nogach miała brązowe sandałki na płaskim obcasie. Jej siostra natomiast miała wtedy na nogach czerwone sandałki na lekkiej koturnie.
Po niespełna 10 minutach do ich stolika dosiedli się jak się okazało Matt i Jack .Kiedy Emily spytała o bruneta stojącego kilka metrów od nich Matt wyjaśnił ,że jest to jego starszy o rok brat David.
Jej siostra zaczęła rozmowę z chłopakami a Kim postanowiła wyjść na świeże powietrze ,wieczorem nie było aż takiego upału jak za dnia. Davida dostrzegła po może 2 minutach,opierał się nonszalancko o pień pobliskiego drzewa. Miał przymknięte oczy. Zaczęli rozmawiać.
Przez pierwsze 2 tygodnie widywali się co dziennie.Rozmawiali długo.Jeszcze nikomu w tak krótkim czasie nie powiedziała o sobie tak dużo.Jednak była osoba która nie mogła zdzierżyć tego widoku.Emily.Była zazdrosna .I w swojej zazdrości posunęła się do zaaranżowania zbrodni.Wiedziała ,że Jack i David nie cierpią się wzajemnie.Postanowiła więc ukarać obu. Zaprosiła Jacka na imprezę.Poszła z nim na górę do pokoju.Zawiązała mu oczy.Powiedziała ,że pokaże mu coś pięknego.Pokaże mu miłość.W stosownym momencie kazała mu odsłonić oczy a to co młody Brewer zobaczył sprawiło ,że rozegrał się dramat.Zobaczył Emily i Matta razem.W tamtym momencie nie myślał ,po prostu rzucił się na zaskoczonego chłopaka ,zabił.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.Rozprawa.Pogrzeb.Wyjazd.
Kim nienawidziła takich sytuacji.Postawiono ją pod ścianą.Matka Davida zabraniała mu wychodzić w obawie ,że spotka Crawford.W prawdzie istniały jeszcze e maile ale to nie było to samo.
Potem ona wyjechała .I ich kontakt sie rozluźnił.
A teraz właśnie wsiadała do pociągu który miał ją do niego zawieść.
Zajęła jedno z wolnych siedzeń i wyciągnęła portfel z torebki.Położyła go na siedzeniu obok razem z telefonem i książką .Był dokładnie piątek godzina 1 w nocy.Planowany przyjazd pociągu to była godzina 6 rano.W pierwszym odruchu chciała sięgnąć po telefon ale zrezygnowała.Pociąg ruszył a ona wysłuchała się w monotonny dźwięk kół .
Po upływie 45 minut wszedł konduktor -sprawdził bilety po czym pożegnał się grzecznie i zamknął za sobą cicho drzwi .
Kim zamknęła oczy ,turkot kół coraz bardziej ją usypiał aż w końcu jej powieki opadły bezwładnie.
Obudziła się gdy pociąg zaczą zwalniać.Przetarła oczy i sięgnęła po telefon .Zerknęła na wyświetlacz ,5:30. Schowała książkę do torebki .
Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się zasnąć podczas podróży jakimkolwiek środkiem transportu. Więc to był pierwszy raz. Poprawiła swój szary płaszcz ze Stradivariusa i założyła szare rękawiczki.Miała nadzieję ,że w Dortmundzie śnieg zbytnio nie padał. Chociaż czy właśnie nie na tym polegał urok zimy.Miał padać śnieg. Jednak chyba nie wszyscy w pociągu zdawali sobie z tego sprawę,że kiedy pada śnieg to należy się odpowiednio ubrać.Kim zilustrowała wzrokiem dziewczynę stojącą pod ścianą.Była niska a jej ubranie było raczej jesienne .Musztardowy  płaszczyk ,cieniutki bordowy szalik,szare botki.Nie zdecydowanie pomyliła pory roku.
Pociąg się zatrzymał ,ludzie zaczęli cisnąć się do wejścia więc blondynka po prostu poszła w ich ślady.
Kiedy znalazła się na otwartej przestrzeni uderzył ją zimny powiew zimowego wiatru.Poprawiła torebkę na ramieniu i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.Było zimno ludzie których mijała mieli na głowie czapki ,nauszniki i ciepłe szaliki zawiązanie wokoło szyji. Ona sama ubrana była w szary płaszcz ,czarne jeansy ,na szyi czarny szalik a na nogach brązowe wysokie skórzane kozaki na obcasie.
Szła szybko,musiała jeszcze kupić Davidowi prezent.W końcu tylko raz kończy się 18 urodziny.
Nikt nie wiedział ,że pojawi się tam ktoś jeszcze na tej imprezie ,niezapowiedziany gość.Miała nadzieję wywołać szok na wszystkich twarzach ale najbardziej ciekawiła ją reakcja solenizanta.
Weszła do sklepu z aparatami fotograficznymi.David pasjonował się fotografią i marzył o profesjonalnej lustrzance.Kim przyglądała je ale koniec końców poprosiła o pomoc dziewczynę z obsługi.Ona przedstawiła jej cztery najlepsze a co za tym szło najdroższe lustrzanki.Wybrała taką z górnej półki-cena nie grała roli ,miała pieniądze ojca. Zapłaciła i wyszła ze sklepu z gotowym prezentem.Nie wiedziała w prawdzie o której zaczyna się impreza ale postanowiła poczekać,około wieczora będzie pewnie jakaś grupa ludzi szła w kierunku domu Mackillanow.
Wzięła do ręki telefon i włączyła muzykę.Jej wybór padł na Davida Bowiego .Cóż za ironia,był to ulubiony wykonawca Davida i w gruncie rzeczy ona też go lubiła. Postanowiła iść do sklepu po coś do picia.
Gdy docierała do celu zobaczyła grupkę nastolatków. Podeszła bliżej  wśród nich również stał David.Wszyscy opierali się o ścianę sklepu i rozmawiali .Postanowiła ,że przyjdzie szybko by nie zorientowali się kim jest.
Po wejściu do sklepu sięgnęła po butelkę z wodą i skierowała się do kasy.Chciała to załatwić szybko.
Wyszła na dwór wciąż kontem oka przyglądając się chłopakom,pili piwo i się śmiali.Przeszła obok nich .
-Hej mała nie napijesz się z nami?-Po głosie Kim rozpoznała Eda Collins'a syna komendanta miejscowej policji który prowadził dochodzenie w sprawie śmierci Matta Mackillana zmarłego równo 2 lata temu.
-Nie dzięki-rzuciła nie odwracając się nawet za siebie.Liczyła na to ,że David jej nie poznał po głosie. Przyspieszyła.
Nie miała ochoty jeszcze się ujawniać.Jeszcze.Na to przyjdzie pora za niespełna 9 godzin. Tyle czasu zostało dziewczynie by przygotować się na imprezę. Akurat wystarczyło a nawet aż w nadmiarze. Postanowiła kupić sobie tylko jakiś crop top i szpilki-nie miała zamiaru parzyć nóg na tej imprezie. Do makijażu wystarczyło jej tylko to co miała w torebce czyli tusz do rzęs,szminka,puder .Takie minimum.
Weszła do galerii w centrum .Podczas podróży tutaj metrem nie dostrzegła na szczęście nikogo znajomego kto mógłby nie daj boże powiadomic dzisiejszego solenizanta o jej przybyciu.
Weszła do H&M i zaczęła przeglądać crop topy.Spodobały jej się cztery wzięła je więc ze sobą do przymierzalni.Pierwszy z nich był białym w azjatyckie wzory. Drugi był żółto granatowy z małymi ćwiekami.Trzeci prosty czarno -czerwony.Natomiast czwarty był czarny ze złotą rosą u dołu. Po zastanowieniu wzięła wszystkie cztery do kasy. 
Zapłaciła za nie i wyszła. 
 Była dopiero 14 ,do imprezy pozostało pewnie z jeszcze jakieś 5 czy 6 h ,a ona nie miała pojęcia co ma robić przez tyle czasu.Postanowiła iść do księgarni .Może znajdzie jakąś ciekawą pozycję.

poniedziałek, 1 lutego 2016

32 post

ONA: Czas w fizyce to wielkość służąca do chronologicznego szeregowania zdarzeń;
według teorii względności czas razem z przestrzenią tworzą czasoprzestrzeń,
w której zachodzą wszystkie zjawiska fizyczne. W mechanice relatywistycznej
czas to czwarta współrzędna czasoprzestrzeni, natomiast w filozofii
czas jest jedną z podstawowych form bytu materii (obok przestrzeni).
„Pojęcie czasu należy do zestawu uniwersalnych pojęć, używanych przez
ludzi dla rozumienia świata i społeczeństwa”2. „Czas jest nieuchronnym składnikiem
wszelkiego doświadczenia indywidualnego i zbiorowego”3. „Można [...]
ujmować czas jako atrybut ludzkiego istnienia”
 Bała się tego co nadejdzie .
Tego co los przyniesie.Mimo tego ze jak na razie wszystko układało się wręcz książkowo.
 Chociaż czy jest prawdziwa i wiarygodna definicja związku w którym była blondynka.?
Chyba nie.A nawet na pewno nie.
Kiedy obudziła się rano poczuła potworny ból głowy .kac?
Nie w żadnym razie! Po pierwsze dlatego ze był środek tygodnia i trzeba było wstać do szkoły ,a po drugie bo nie piła w towarzystwie.Wolała to robić sama dlatego ,ze gdyby policja ją złapała na piciu ,paleniu  czy ćpaniu to miałaby pewność ze -i to było dla niej bardzo istotne rzecz jasna ,ze jej ktoś nie wsypie.
Wychodziła z założenia ze każdy powinien odpowiadać za siebie.
Popatrzyła na siebie w dużym lustrze zawieszonym na wewnętrznej stronie drzwi w jej szafie. Usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości -zignorowała ją jednak i zaczęła wyjmować ubrania z szafy.
Chyba każda dziewczyna stanęła kiedyś przed trudnym wyborem ,a mianowicie mając w swojej szafie na prawdę dużo ubrań nie wie co na siebie włożyć.
A Kim nienawidziła takich sytuacji i w takie dni jej wybór padał  na to co było akurat pod ręką a dziś okazały się  to czarne jeansy ,czarny t-shirt z napisem I HEAT PEOPLE i czarne krótkie wiązane botki.Nie wcale jej glany nie poszły w odstawkę ,po prostu taka była umowa między nią a jej wujkiem."Rzadziej nosisz glany ,częściej normalne buty i nie chodzisz tylko na czarno .A ja przymknę oko na to co robisz ze swoim życiem. 'W pierwszej chwili gdy jej wujek to powiedział przestraszyła się ale koniec końców przystała na umowę.
Zgarnęła ubrania do łazienki i odkręciła kurek umywalki i w tym momencie usłyszała dzwonek telefonu. Przewróciła oczami i poszła odebrać.
-Tak słucham?- usłyszała śmiech po drugiej stronie gdy tylko skończyła mówić.
-Cześć nie zapomni naszej prezentacji i kartki z tekstem -powiedział chłopak
-Nie zapomni swojej uroczej główki -mruknęła z ironią i zaczęła wiązać sznurówki .Chłopak śmiał się chwile ,i zakończył połączenie.
Westchnęła byli ze sobą równo miesiąc .ale ich związek nie był taki jak wszystkie.Nie zachowywali się jak para z prawdziwego zdarzenia ,raczej jak para tyle ze przyjaciół.Rozmawiali ze sobą na luzie praktycznie o wszystkim Nie manifestowali tego ze ze sobą są .Jednak to ,ze w ogóle ze sobą rozmawiają zostało szeroko skomentowane przez szkolną społeczność.Bo jak to Morderca i ma dziewczynę której na dodatek wuj jest psem.To było tak absurdalnie jak -2 stopnie Celsjusza w Moskwie zimą.
Kim zgarnęła do plecaka książki i zeszła na dół.
Ze stolika wzięła smartphon'a .I nie był to najnowszy Iphone.Pokolenie w którym urodziła się dziewczyna było tak irytujące jak tylko mogą być  nastolatki z tymi swoimi ciągłymi fochami typu  ' ja tego nie zrobię' 'a czemu on a nie ja?' .Takie gderanie pięciolatki bo nie dostałą barbie z najnowszej kolekcji.Tak samo było według Kim z nastolatkami
.I chociaż oni nie chcieli lalki barbie z wystawy to mieli jeszcze bardziej wygórowane zachcianki .I znajdowali dużo droższe zamienniki lalki barbie. Np Air Maxy czy właśnie Iphone tak popularne wśród młodzieży szczególnie w Ameryce.Kto przy zdrowych zmysłach decyduje się na telefon za 2000?? I nie chodzi tu o dyskredytowanie tej marki ! Tylko po prostu te telefony nie są warte swojej ceny .Tak było przynajmniej w odczuciu dziewczyny. Są przecież telefony dużo tańsze ,z dużo lepszym aparatem .Przykłady? Asus który ma 16 megapikseli a Iphone tylko 8 ,różnica jest bardzo widoczna. Ale do niektórych różnice w specyfikacji nie docierają,tak są w produkty Apple zapatrzeni.
Jej rozmyślania przerwał przyjazd autobusu.weszła i usiadła przy oknie .Zamknęła oczy to będzie długi dzień.Przed nią 8 h lekcji .Trzy sprawdziany i dwie kartkówki zapowiedziane .To pięć przedmiotów ,a z pozostałych trzech mogą być niezapowiedziane kartkówki.
'Za bardzo się spinasz ' Wyluzuj' kiedy człowiek słyszy takie słowa ma ochotę dać w twarz ludziom z których ust one wychodzą.A te słowa Kim słyszała średnio 2-3 razy na dobę.
Chodziła do tej szkoły od 4 miesięcy a czuła się jakby spędziła tam wieki .Wyjęty telefon który wcześniej spoczywał na dnie kieszeni jej płaszcza obecnie leżał na kolanach.
Kiedy po 15 minutach weszła do budynku liceum osaczyły ją nienawistne spojrzenia ze wszystkich stron.
Przeszła korytarzem a ludzie ustawili się w dwóch kolumnach ,szła spokojnie. -'Ciekawe ile razy mu sie dała' '-Jest taka głupia ',
' - ciekawe kiedy ją zarznie tak jak tego swojego kolegę' .Słowa te padały za równo z ust dziewcząt jak i chłopców.
Przyśpiesza chcąc wyjść z tego kręgu. Ale ci ludzie utworzyli koło a ich obelgi wdzierały się do jej umysłu mimo ze nie chciała tego. Próbowała się przepchać ,uciec.Nic to nie daje. Spostrzega gdzieś w tym tłumie Julię ,wyciąga do niej rękę mając nadzieję ze ona jej pomoże.
Dziewczyna natomiast uderza ją w twarz .
Crawford upada na kafelki a oni nie przestają krzyczeć

Wybawieniem okazuje się dźwięk dzwonka ,ci ludzie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki się rozstępują i szybkim krokiem kierują do klas.
Zamyka oczy ,twarz piecze ją z bólu ,podnosi swoją dłoń do twarzy jest na niej krew. Zaciska zęby ,ktoś rozciął jej rękę .Szkłem,żyletka ?
Cholera wie!  Po jej twarzy spływają łzy.
Łzy?
Ile to już lat minęło odkąd obiecała sobie ze nie okaże słabości ,4? czy może 5 .Złamała ją dziś o godzinie 8:10.
Weszła do łazienki musiała się ogarnąć i to szybko. Krew z rany na dłoni spływała na posadzkę.Wyjęła z plecaka bandaż ,nożyczki ,gazę jałową .Ojciec kiedyś śmiał się z niej ze to nosi do szkoły ,nie miał wtedy pojęcia co się dzieje z jego dzieckiem..A teraz proszę przydało się jak znalazł.
 Zaczyna bandażować dłoń.
ON : Mieli geografię ,siedział na końcu sali. Kiedy po wejściu do sali zorientował się ze nikogo jeszcze nie ma był kompletnie zaskoczony.Zawsze to on przychodził ostatni. Czekał na pozostałych a szczególnie na nią.
Dwie może trzy minuty po dzwonku weszła jego klasa.Byli dziwnie poddenerwowani.
-Może mu nie wygada .-To jedno zdanie rozbudziło w nim niepokój .Coś się stało a on nie miał pojęcia o niczym.Miał nadzieję ze nic poważnego ,możne dowie się od blondynki kiedy przyjdzie.
Ale minuty mijały a jej nie było ,nauczyciel czytał listę obecności.
Kiedy z jego ust padło jej nazwisko klasa zamilkła a na pytanie czy ktoś wie gdzie dziewczyna jest nikt nie zareagował. To dało mu powody do obaw. Postanowił poczekać jeszcze 3 minuty ,jeśli do tego czasu się nie pojawi pójdzie jej szukać
Minuty wloką się niemiłosiernie a jej nie ma. Gdy  180 sekunda mija  zrywa się z krzesła i kieruje się do drzwi. Wszyscy patrzą na niego jak na wariata.
Musi być w szkole jest tego pewien!
 Chociaż czy na pewno? Nie jest już tak przekonany .On praktycznie nic o niej nie wie. Ale jednej rzeczy jest pewien.
Nie należy do żadnych stereotypowych dziewcząt. Jest wyjątkowa, pełna sprzeczności i niewątpliwie wielu niespodzianek. Cicha,spokojna panienka, która nie lubi być w centrum uwagi i przewija się przez tłum jak zjawa. Woli wtopić się w tłum, być niewidzialna i cieszyć się samotnością jaka ją otacza. Małomówna, to na pewno. Niekiedy można pomyśleć, że jest całkowitą niemową, choć to przecież absurd, gdyż umie przygadać, jeżeli ktoś ją zdenerwuje, co nie jest proste. Przeważnie oaza spokoju, rzadko kiedy wykazuje jakiekolwiek gwałtowne emocje jak entuzjazm, radość czy złość. Po prostu jakby była z nich wyprana.Aczkolwiek nie jest żadnym cyborgiem i uczucia jak najbardziej ma. Nawet  śmieje się, płacze, złości. Co z tego, że nikt tego nie widzi? A już na pewno nie on ,nigdy jeszcze jej nie widział radosnej ,smutnej czy choćby zainteresowanej czymś.Ale są ze sobą dopiero miesiąc
.Kiedy chce się kogoś poznać cóż to jest miesiąc .Do poznania człowieka potrzeba lat. 
Jaka jeszcze jest ?-zastanawia się a myśli w jego głowie działają na najwyższych obrotach.
Nie umie nic wymyślić sensownego ale wysuwa jakże trafny wniosek.A mianowicie nie zna Kimberly.
Tak o tym jeszcze nie wie ale przekona się i to całkiem nie długo.
Wpada do pierwszej z brzegu toalety ,rozgląda się w jej poszukiwaniu.
-Czego chcesz?-  jej głos jest przepełniony złością. JEST a więc tu się ukrywa ,siedzi na ziemi. Pada obok niej na kolana i wtedy dostrzega to .
Bandaż na jej lewej dłoni przesiąknięty krwią na jej twarzy widać czerwoną pręgę. Ktoś ją uderzył.
Jego pierwszym odruchem jest objęcie jej a przy najmniej chęć zrobienia tego .
Odpycha go od siebie gwałtownie.
Patrzy na nią ,czeka na jej ruch. W końcu zrezygnowany kręci głową i bierze ją na ręce. Blondynka nie wyrywa mu się jest spokojna chowa głowę w zagłębieniu jego szyi .
Wychodzi z nią na rękach i idzie na przystanek.Dobrze ze na ulicy jest tak nie wielu ludzi..Akurat podjeżdża autobus ,wsiadają.Wyplątuje się z jego obcięć i siada przy oknie ,nic nie mówi.
 ONA: Jej zemsta będzie krwawa .Oni srogo zapłacą za to dzisiejsze wydarzenie.
Dziewczę z niej  strasznie mściwe. Oko za oko, ząb za ząb. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. I tak dalej. Jeżeli ją skrzywdzisz, ona skrzywdzi ciebie, ale o wiele bardziej. I pamiętaj, zawsze możesz jej ufać. Jeśli coś ci obieca, dotrzyma słowa. Jednak kiedy ty ją oszukasz, ona również to zrobi. Z nią nie wygrasz. Nie masz szans.Jesteś tylko pionkiem w jej grze. Jeżeli ci pomaga, to albo się odwdzięcza,albo ma w tym jakimś interes. Owszem, może i potrafi być miła, ale nie jest bezinteresowna. Ani łatwowierna czy naiwna. Nigdy nie działa pod wpływem emocji. Musi wszystko zaplanować, przemyśleć i się zabezpieczyć nim zrobi kolejny krok. Cóż, cierpliwości to ona ma wiele. Naprawdę trudno wyprowadzić ją z równowagi. A nawet jeżeli będzie się gotować w środku ze złości, nie okaże tego. Przybierze pokerową twarz i będzie grać dopóty, dopóki całe przedstawienie się nie skończy. A trzeba dodać, że ona uwielbia dramatyczne sceny. Ma przy nich ubawu co niemiara.Tak jej cierpliwość dziś została mocno nad szarpnięta .Pierwszy i ostatni już raz.
Jack kładzie jej rękę na ramieniu ,patrzy na niego.Autobus się zatrzymuje ,wysiadają. Przed nią idzie Jack ona za nim.Jak cień.Wchodzą do dużego domu ,juz tu była .Tylko kiedy?
 Ach tak wtedy jak ojciec bruneta ją tu przetrzymywał.Nic mu nie powiedziała o tym ,czasem niektóre rzeczy muszą pozostać tajemnicą.