czwartek, 22 października 2015

post 28


On: Był zaskoczony tym co się stało .Jak mogła być tak lekkomyślna żeby robic to  tu!!
Była przekonana, że nikt jej nie widział I to był twój błąd kochanie -pomyślał.
Bo widziała ją jedna jedyna osoba. Przechodziła tamtędy przez przypadek i spostrzegła dziewczynę.
Osoba ta mogłaby po prostu wejść do budynku który znajdował się za placami dziewczyny.Dlaczego tego nie zrobiła??
Bo chciała przekonać się do czego jeszcze posunie się Crawford na terenie szkoły.Jest bardzo możliwe,że zrobi to po raz kolejny.
Tak myśli nawet potencjalny złodziej.Wchodzi to sklepu i sięga po pierwszą z brzegu rzecz.Ciastka z kokosem.Idzie po woli .Wychodzi .Nikt go nie złapał,udało się. Jest mu duszno -nerwy robią swoje.
Wychodzi z budynku na świeże powietrze.Od razu lepiej!
Idzie przed siebie,w kieszeni kurtki te przeklęte ciastka.Wyjmuje je ,zaczyna się śmiać przecież nie je kokosu ma na niego uczulenie.To po co ukradł ??
Bo chciał sprawdzić co się wydarzy ,czy jest na tyle sprytny ze go nie złapią .
Po jakimś czasie znowu kradnie tylko tym razem coś większej.
. Mack Book'a Air z firmowego sklepu Apple . Ale tym razem zostaje złapany,usiłuje uciekać ale na nic !
Myślał,że będzie tak jak z tymi ciastkami kokosowymi . Ale niestety.
Życie jest sinusoidą.Raz jesteś na górze i dobrze ci się powodzi a potem spadasz na łeb na szyję.I jesteś na dole tracisz wszystko.Ważne żeby umieć się odbić od dna.
Miał nadzieję,że blondynka zrobiła to jednorazowo i ze ta osoba która to widziała nie będzie zmuszona zgłosić tego do dyrekcji.Bo wtedy dla blondynki rozpoczęłoby się piekło na ziemi. Dosłowne!
A tą osobą był on sam.
  Czekał teraz w parku na pewną osobą z którą był umówiony.Tą osobą był Brodie Carlson .Pożyczył od niego 1000 $ .Zwrócił mu juz część pieniędzy a dziś miał zwrócić resztę
Czekał na jeszcze 300$ .
Chłopak pojawił się przed czasem.Był ubrany w swoje air maxy,brązową kurtkę i jeansy.Jack obserwował go z daleka.Miał jeszcze całe 10 minut czasu na spotkanie. Ciekaw był od kogo jeszcze Carlson pożyczał pieniądze.Bo na pewno nie miał swoich. Był znam z tego ze chodził po pożyczki do sąsiadów albo po prostu okradał ich kiedy ci pracowali.
Zerknął na zegarek -drogiego Rolex'a wskazywał on równo 2 godzinę.
Brewer szedł spokojnie tak jakby mu nie zależało . On miał pieniądze. Jego rodzice byli bogaci. Miał wszystko co chciał. A teraz szedł w kierunku Carlsona .Ktos patrzący z boku pomyślałby,że przyszedł spotkać się z kolegą.
-Sie masz-Carlson potrząsa jego ręka.-co tam u ciebie?-Jest podejrzanie rozmowny ,coś nie gra.
-Masz kasę?-spytał ostro -obserwuje jak twarz chłopaka diametralnie się zmienia.Z wyluzowanego staję się spięty .Jak zwierzę gotowe rzucić się do ucieczki. -Nie mam -rzuca cicho.
-Czemu ?-pytanie jest suche i prawie nie potrzebne .Brewer doskonale wie czemu tamten nie ma  ale chce to usłyszeć.
Chłopaka milczy ,cisza narasta i napięcie także.
-A może oddam w,towarze-proponuje mu.Jack zastanawia sie chwile. Nie wiem po ile chodzą teraz działki,ale zawsze może to sprzedać .Choćby Milton'owi .Daje   korki , czasem tez Jack sam do niego idzie .On tez bierze .Jego matka jest chora a on dorabia korkami.Jest dobry . Tak mógłbym mu to sprzedać
Jego głowa wykonuje bliżej nieokreślony ruch który tamten interpretuje jako zgodę.
Nagle ją spostrzega ! Mija ich i idzie dalej .
-Na dużej przerwie -rzuca na pożegnanie Carlsonowi i klepie go w ramię.Idzie za nią . Dotyka jej ramienia ,ona patrzy na niego i nic nie mówi.W jej spojrzeniu nie ma światła. -Uciekłaś mi-wypowiada te słowa i dociera do niego,że brzmią idiotycznie. Obserwuje jej twarz .Nie dostrzega żadnej reakcji,nic zero .Twarz wyprana z uczuć.
Odchodzi a on czeka, widzi jak znika za zakrętem.Biegnie -znajdują się twarzą w twarz.Dzielą ich milimetry. -Uciekłaś mi-to samo zdanie i znowu brak reakcji,jakiegokolwiek odruchu.
-Znalazłeś mnie -rzuca głosem tak bezbarwnym ze aż ostrym. On patrzy na nią ,na jego twarzy widać zaskoczenie.Choć stara się je ukryć .
Nagle ona łapie go za rękę -Choć przejedziemy się -i idą przez,park.
                            xxx
Następnego dnia obudził się.I o dziwo miał doskonały humor.Ubrał się z większą niż zazwyczaj dokładnością.W czarną koszulę,jeansy i czarne buty.Wziął torbę z książkami i zszedł na śniadanie.
Wszedł do,dużej i jasnej kuchni.Przy stole siedzieli juz matka z ojcem i jego  rodzeństwo .Ich pomoc domowa-Natasza była Ukrainką.Do jej obowiązków należało:sprzątanie domu ,gotowanie ,pranie,prasowanie i dodatkowo odbierała jego siostry ze szkoły.
   Powiedział grzecznie dzień dobry ale przez jazgot bliźniaczek nie miał szansy sie przebić -a nie chciał się wydzierać.Westchnął w duchu i usiadł przy stole ,ojciec i matka podnieśli na,niego wzrok -Nie przywitałeś sie-stwierdził ojciec .Ty tez nie -pomyślał ale nie powiedział głośno.Nie chciał psuć sobie dnia z powodu takiej sprawy. Zamiast tego powiedział -A mam przychodzić na śniadanie z megafonem?-ojciec popatrzył na niego ze zdziwieniem.
Chłopak westchnął i pokazał palcem na swoje siostry którym buzia sie nie zamykała.W,zasadzie jednak nie mówiły do nikogo ,może chciały ale nie dały rady.Natasza zajęła się przygotowywaniem dla nich kanapek do szkoły.Matka natomiast poprawiała makijaż w lusterku.
Ojciec skinieniem głowy przyznał mu rację -Wybierasz się do szkoły?-spytał,chłopak popatrzył na niego zdziwiony -A czemu miałbym nie?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
Skończył swoją porcję na którą dziś składało się jajko w szklance i dwie grzanki.Wstał od stołu ,skiśnieniem podziękował Nataszy za śniadanie i wyszedł zabierając z blatu torbę.
Do szkoły może zawieść go któreś z rodziców ale on woli się przejechać autobusem.Wzbudzi tym powszechne zainteresowanie -nie jeździ autobusem nigdy. Ale tym razem zrobi wyjątek dla niej myśli i przyspiesza żeby się nie spóźnić.
Na przystanek autobusowy dochodzi 10 minut przed odjazdem swojego autobusu. Oprócz niego czeka jeszcze parę innych osób.Staruszek o lasce ,jakiś facet z teczką zerkający co chwilę na zegarek -który jak zauważa Brewer jest tanią imitacją tego który on ma na nadgarstku . I dwóch małolatów -na oko może dwa lata młodsi od niego. Mają słuchawki z mp3 za pomocą których odcinają się od świata . Wszyscy trwają w ciszy .Bijąc się z własnymi myślami.
W pewnej chwili dwójka małolatów zaczepia go ,czy nie ma może fajek. Dziwi go ze ani staruszek ani mężczyzna nie komentują zachowania chłopców.Odpowiada im ,że nie ma.Oni mówią żeby pokazał kieszenie.
Co za bezczelność! Patrzy na nich z pod przymrużonych powiek.Muszą go nie znać skoro tak nieważnie dobierają słowa . Wyjmuje z kieszeni mały składany nóż.Wie że może sobie na to pozwolić,ma pewność że nie zaczną krzyczeć. Przesuwa go im przed oczami.Cofają się przestraszeni. Przepraszają za pytanie.W tym momencie zjawia się autobus i każdy z nich wsiada.Mężczyzna z teczką zajmuję jedno z wolnych siedzeń.Staruszek siada dwa rzędy za nim. Małolaci patrzą na niego niepewnie.Nie wiedzą jak,mają się zachować.W końcu siadają niedaleko drzwi.On staje koło drzwi.Opiera się o zimną szybę.Autobus rusza.
Brewer,się śmieje w duchu z dwójki która siedzi niedaleko niego. Odtwarza w pamięci to jak patrzyli na nóż. Tak przyjemnie było widzieć że zdarł im te uśmieszki z twarzy.
Ojciec powiedział mu kiedyś,że wszystkich fascynuje broń.Każdy w duchu  jest neandertalczykiem walczącym o przetrwanie.
Przymyka oczy,za chwilę dojedzie do jakiegoś przystanku i może ona wsiądzie. Myśli wirują w jego głowie. Ale nie wie czego dokładnie dotyczą -nie potrafi ich zinterpretować do końca.
Z zadumy wyrywają go rozmowy pasażerów.Wsiedli już nowi ,rozgląda się,szukając jej wzrokiem.
-Tu jestem-słyszy jej głos,odwraca się.Stoi na wyciągnięcie ręki na przeciw niego.Patrzy mu hardo w oczy.
-Może usiądziemy -proponuje .Ona kręci głową w milczeniu. I znów cisza .Nie wie jak ją przerwać.A ona się do tego nie kwapi. Patrzy na nią i juz jest pewien.Ta obojętność,arogancja,kpina,ten stoicyzm jest murem który ona zbudowała w około siebie.Żeby nikt więcej jej nie zranił. Chłopak jest ciekaw kto zranił ją i w jaki sposób.Chciałby się tego dowiedzieć -może kiedyś. Dojeżdżają do przystanku autobus staje.Ona wysiada więc brunet podąża za nią.

czwartek, 8 października 2015

post 27

Ona: Minął tydzień od spaceru jej i Brewera..Gdy wujek po nią przyjechał nie naciskał wręcz wcale żeby powiedziała gdzie i co robiła tyle czasu .A,ona nie zaczynała tematu.
Chodziła grzecznie do szkoły i nie sprawiała kłopotów.
Nikt jej jednak nie raczył wyjaśnić co się stało z wszystkimi uczniami i pracownikami szkoły.Ludzie przemykali pod ścianami jakby bali się własnego cienia.Brewer nie pojawił się od tego czasu w szkole nie było wiec tez Martineza i Carlsona.
Teraz miała chemię i nauczyciel pisał wzory na tablicy oraz mówił że mają przygotować się do kartkówki. Kim zauważyła ze notują tylko trzy osoby.Milton,Julia i ona.
Nagle usłyszała wibrację swojego telefonu,ktos do niej dzwonił. Stwierdziła że jeśli nie odbierze ten kto dzwoni rozłączy się.
Niestety nie stało się tak! Telefon wibrował jak zwariowany ,w końcu wyprowadzona z równowagi blondynka spakowała książki , wstała i ignorując pytanie nauczyciela-Co ty wyprawiasz Crawford?-podeszła do drzwi.
Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi telefon przestał dzwonić.
 Zerknęła na wyświetlacz,numer zastrzeżony.No w sumie mogła to przewidzieć! Zorientowała się ze do dzwonka pozostało jeszcze tylko 5 minut a nie chciało jej się wracać na lekcję. Teraz miała być przerwa 20minutowa.
  Usiadła na parapecie akurat gdy rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Uczniowie wylali się na korytarz. Jedni krzyczeli inni się śmiali ,ktoś klął.Stwierdziła że nie ma,zamiaru siedzieć w tym jazgocie.Swoje kroki skierowała na dwór.Mijała po drodze różnych ludzi,jedni się całowali ze swoją drugą połówką,inni odpisywali zadanie ,jeszcze inni słuchali muzyki. Kiedy znalazła się na dworze poczuła ze wiatr uderza ją w twarz niezwykle gwałtownie.Pogoda listopadowa a był dopiero 2 października
Poczuła ze musi się rozgrzać a na to miała dobry sposób.
Zerknęła przez ramię -nikogo nie było na dworze oprócz niej. Nic dziwnego każdy w taką pogodę wolał zostać w budynku szkoły. Z kieszeni kurtki  wyjęła torebeczkę z brązowym proszkiem i folię  na którą wysypała trochę brauna,podgrzewała go spokojnie. Wciągała go powoli niemalże się delektowała każdym wdechem.
Pamiętała swoje pierwsze zetknięcie z herą.
Była wtedy na jakiejś wystawie z "osą" to był typ z pod ciemnej gwiazdy ale jego dragi były bardzo dobre .
Dał jej działkę a ona odleciała.Stali przy jakimś obrazie.Był na nim mężczyzna z papierosem ,miał spokojny wyraz twarzy. Kiedy popatrzyła na mężczyznę po tym jak do jej organizmu wniknęła hera odkryła ze stary człowiek płacze.Zaczęła krzyczeć aby przestał bo zniszczy obraz ale on nic sobie nie robił z jej wrzasku."osa" próbował ją odciągnąć od tego obrazu,zaczęli się szarpać.Patrzyła jak mężczyzna zalewa się łzami i sama zaczęła płakać.
Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek.Weszła szybko do szatni i puściała się biegiem w kierunku szatni -wf  
.Kiedy tam weszła wszystkie dziewczyny podniosły na nią wzrok .
Ale żeby jeszcze patrzyły z np zainteresowaniem ale nie! One patrzyły z niechęcią niektóre wręcz nienawiścią. Nawet Julia przyglądała jej się z mało przyjaznym wyrazem twarzy.
Nie przejęła się tym zbytnio.
Zaczęła się przebierać,zdjęła jeansy i usłyszała w tym momencie ze coś spada na ziemie.Zastygła w bezruchu. Nie tylko nie to błagam boże!! Jednak mówiąc brzydko Bóg miał ją w dupie. Usłyszała ze jedna z dziewczyn wstaje -Czy to -zaczęła mówić ale nie dane jej było skończyć bo jakaś inna przerwała jej-Ej ona chyba się.. -lecz nie skończyła bo nauczycielka zawołała jej na lekcje. Kim stała jak wmurowana. Dopiero gdy usłyszała ,ze wyszły wszystkie bardzo powoli odwróciła się.
Popatrzyła na podłogę.Przed nią leżało coś czego nikt nigdy nie,miał zobaczyć!
 Dowód jej winy leżał wprost przed nią,kusząc ją zdradziecko swoim srebrnym blaskiem i ostrością.
Tak jakby mówił jej
 Przecież to takie proste .Jeden ruch i szkarłatna czerwień pojawi się na skórze.
Zamknęła oczy i wybuchła pustym śmiechem








Hey !
mam nadzieję ,że rozdział wam się podoba :)